Polskiego Sejmu - obecnego i poprzednich, licząc od upadku komunizmu - nie mógł przewidzieć Artur Schopenhauer, autor pracy zatytułowanej "Erystyka" (sztuka prowadzenia sporów). Wprawdzie w swym dziele niemiecki filozof sklasyfikował nieuczciwe sposoby argumentacji, jednak specyficzne "grypsowanie" na Wiejskiej nie mieści się w głowie.
I dlatego sejmowa Komisja Etyki domaga się zaostrzenia kar dla posłów za niewłaściwe zachowanie (informacja z wczoraj). Nazwiska tych, co powiedzą więcej niż pomyśli głowa, miałyby być podawane przez marszałka podczas posiedzenia.
Obawiam się, że może na tym ucierpieć porządek obrad, bo język zwany parlamentarnym bardziej przypomina rynsztok. I wcale nie chodzi o wulgaryzmy, ale "słowne figury", którymi z sejmowej mównicy (i nie tylko) obrzucają się posłowie.
Dość przypomnieć ekspremiera Millera, który przed komisją śledczą błysnął: "Pan jest zerem" (to pod adresem posła Ziobro) czy "kwiatuszki" posła Niesiołowskiego - np. "pornogrubasy", "Łżesz jak pies!" i "Ty, palancie!" Jeśli chodzi o wulgaryzmy i chamskie obrażanie politycznych przeciwników to z pewnością liderem pozostaje Lepper. I Palikot też.
Nie wiem, czy wyczytywanie po nazwisku to właściwa forma resocjalizacji narowistych parlamentarzystów. Chyba bardziej wychowawcza byłaby kara finansowa...
Czytaj e-wydanie »