Jarosław Kaczyński mięsiwo pozostawił dla kota (dziewicami raczej w klubie nie dysponuje) i wybrał ćwiartowanie. Złajał swojego europosła w dawnym stylu, uznając głos Migalskiego za " nielojalny" i "niegodny".
Ale w tym sporze rację ma Migalski. Być może z brukselskiego dystansu widać wyraźniej, że czas prezesa PiS mija.
Jeszcze przed miesiącem wydawało się, że Kaczyński po raz kolejny okaże się wytrawnym taktykiem, że uda mu się pozyskać elektorat, o jakim nigdy wcześniej nie mógł marzyć Tym razem nie tylko tych moherowych 10-15 procent, ale drugie tyle (a może i więcej) - ludzi zaniepokojonych liberalnymi przemianami, rosnącym rozwarstwieniem i wiszącą w powietrzu koalicją PO-SLD.
Kaczyński wybrał swoje bezpieczne 15 procent okopując się przy krzyżu jak ongiś Świtoń i powiewając zakrwawioną flagą. Wrócił do druhów, z którymi może gawędzić, jak drzewiej bywało. Ze swojego okopu może prezes teraz przez lornetkę oglądać jak młodzi kosiarze z SLD wycinają starych towarzyszy broni.
Po prawej stronie również nadchodzi czas, w którym trzeba będzie zdać broń. Elektorat Kaczyńskiego pozostał, ale nie jest znowu taki ciemny, żeby uwierzyć w kolejną przemianę prezesa.
Czytaj e-wydanie »