Wszędzie, nawet do prawdziwie polskich, moherowych rodzin. Oto czytelniczka "Gazety Wyborczej", Grażyna z Opola, ubolewa nad stanem umysłów słuchaczy o. Dyrektora: "Moja mama, spokojna, rozsądna i dobra kobieta, jest niestety wierną słuchaczką Radia Maryja. W imię miłości z tej stacji płynącej wyzwała mnie od Żydów i komunistów. Usłyszałam, że jestem najgorszym jej dzieckiem..."
Patrzcie państwo, jacy cwani ci prawdziwi Polacy! Ale tym razem mamusia p. Grażyny z Opola przedobrzyła. Córka komunistką, rzecz jasna, na pewno jest, skoro popiera Platformę, ale żeby zaraz Żydówką?! Wedle prawa, tylko osoba mająca matkę Żydówkę ma przywilej bycia Żydem.
Wyjścia z tej - przyznajmy - dość skomplikowanej sytuacji są trzy. Mamusia p. Grażyny jest prawdziwą Polką pochodzenia żydowskiego - i to wyjaśniałoby w zasadzie wszystko. Druga ewentualność: ojciec jest Żydem, ale skoro tak, to mamusia nie ma prawa nazywać córki Żydówką. Trzeci wariant jest najbardziej karkołomny: rodzice p. Grażyny są Żydami. I tu mamy do czynienia z ostrą schizofrenią rodzinną, bo katolicyzm mamy wydaje się mocno podejrzany i nie wiadomo, co na to Rodzina.
Jest więc jak w szmoncesie o Mońku Perlu. Urzędnik pyta o nazwisko i imię. Później o narodowość.
- Polak
- Wyznanie mojżeszowe - nie ma wątpliwości urzędnik.
- Skąd! Baptysta.
- Nie mylisz się pan?A poprzednio?
- Luteranin.
- A jeszcze wcześniej?
- Pan się będziesz śmiał - rzymski katolik!