Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarownica Ewa i pstry kot. W Kujawsko-Pomorskiem odbywały się... procesy o czary!

Adam Willma
Rozmowa z prof. Jackiem Wijaczką, historykiem z UMK, o procesach o czary w naszym regionie, kołtunie toruńskiej mieszczki i tajemniczej zawartości garnka diabła Rokitki.

"Młot na czarownice"

dzieło dominikańskiego inkwizytora Heinricha Kramera z 1487 roku stało się podstawowym kompendium o czarach, czarownicach i ich związkach z Szatanem

Prof. Jacek Wijaczka, historyk z UMK
Prof. Jacek Wijaczka, historyk z UMK nadesłane

Prof. Jacek Wijaczka, historyk z UMK
(fot. nadesłane)

Kiedy rozpoczęło się polowanie na czarownice?
Pozwolenie na stosowanie tortur wydane zostało zresztą dopiero w XIV wieku na potrzeby przede wszystkim walki z "heretykami".

Wcześniej stosów nie było?
Czary nie były niczym wyjątkowym w starożytności, pojawiały się również w średniowieczu. Zwykle jednak kończyło się na wezwaniu do pokuty o chlebie i wodzie. W XI-XII wieku, kiedy doszło do konfliktu pomiędzy władzą świecką a kościelną o władzę nad społeczeństwem europejskim, Kościół usiłował przejąć elementy dnia codziennego pod swoje władanie. W roku 1326 papież Jan XXII wydał bullę, w której nakazał karać za czary jak za herezję - karą śmierci na stosie. Kiedy obejmował rządy miał już prawie 80 lat i bał się śmierci. Lękał się przede wszystkim trucicieli. Wierzył, że śmierć można spowodować przez nakłuwanie woskowych figurek. Nic dziwnego, że kilku urzędników jego dworu oskarżonych zostało o próbę zabójstwa. Jan XXII wierzył też w siłę czarów. Trzeba wiedzieć, że był to czas, w którym w teologii bardzo uwypuklano rolę diabła i zaczęto szukać jego wspólników na Ziemi. Ponieważ diabeł identyfikowany był jako mężczyzna, za jego wspólniczki uznano głównie kobiety. Spółkowanie z diabłem było elementem paktu z nim zawartego. W Polsce w Sejmie 1543 roku podjęto uchwałę o przekazaniu niektórych kompetencji (w tym procesów o czary) sądom kościelnym. Uchwała ta obowiązywać miała tylko przez rok, ale to ustalenie rozmyło się w bałaganie prawnym. W obliczu Reformacji Kościół zwierał szeregi i coraz surowiej karał za odstępstwo od wyznania.

Przeczytaj również: Czarownice palone na stosach w Nieszawie...

Kim były kobiety oskarżane o czary?
Często kobietami zajmującymi się zielarstwem. Mówimy o czasach, w których opieki medycznej nie było. Rzadko kogo stać było na medyka. Korzystano więc powszechnie z rad zielarek - kobiet, które z pokolenia na pokolenie dziedziczyły wiedzę na temat naturalnego leczenia i zwalczania bólu. Najczęściej powodem oskarżeń były waśnie sąsiedzkie. Niewinne kłótnie dnia codziennego w sytuacjach kryzysowych stawały się gruntem do oskarżeń o czary. Jeśli jeszcze w miasteczku panował pomór bydła czy epidemia wśród dzieci, mamy gotowy pretekst do procesu o czary. Zielarki balansowały na cienkiej linii, bo jeśli ktoś umie leczyć, to przecież umie również zaszkodzić.

Co taki wyrok oznaczał dla rodziny?
Jeśli matka została oskarżona o czary, dramatycznie wzrastało prawdopodobieństwo oskarżenia w późniejszych latach córki. Często rodziny wypierały się oskarżonych matek w lęku przed rozszerzeniem oskarżenia na nie. Zachowały się jednak i inne przykłady. Pewien mąż wynajął pisarza (sam nie potrafił pisać), aby prosić władze Prus Książęcych o uwolnienie żony. Argumentował, że przeżył z nią 30 lat i razem wychowali gromadkę dzieci. Pisze, że jego żona była dobrą kobietą, a z całego listu przebija wielkie przywiązanie i miłość. Niekiedy kończyło się nie na stosie, a na wypędzeniu ze wsi np. na 20 mil.

Mężczyźni również płonęli na stosach?
Są pojedyncze przypadki. Jeśli pojawiali się w roli oskarżonych, to - tak jak podczas procesu w Łobżenicy - jako grający do tańca w sabatach na Łysej Górze. Notabene w zależności od ukształtowania terenu Łysą Górą mogła być np. leśna polana albo dach karczmy. W Łobżenicy pojawia się krawiec Ślepak, który sądzony był w 5 różnych procesach i z każdego z tych procesów uszedł z życiem.

Co wiemy o naszych "czarownicach"?
- Ta wiedza jest, niestety, wyrywkowa, ale na przykład o procesie toruńskim z 1712 wiemy sporo. Wówczas o czary została oskarżona przez swoich sąsiadów mieszkanka Mokrego. Dwie kobiety twierdziły, że oskarżona "zadała im diabla" w jedzeniu, czego przejawem było m.in. to, że na jej widok dostawały drgawek. Odbył się proces, w ramach którego przeprowadzono eksperyment. Oskarżoną kobietę ukryto w chałupie, a poszkodowane kobiety (którym nie zdradzono w czym rzecz) odbyły spacer po mieście. Przy domu, w którym ukryta była "czarownica", jedna z kobiet rzeczywiście dostała drgawek, co miało potwierdzać działanie złych mocy. Zaangażowano w proces również fizyka miejskiego (lekarza), który sporządził ekspertyzę. Wynikało z niej niezbicie, że powodem dolegliwości są nie czary, ale niedożywienie i powikłania reumatyczne. Fizyk zwrócił też uwagę na kołtun (znany w Europie jako polska specjalność - "plica polonica") u jednej z kobiet. Niestety, nie zachował się wyrok w tym ciekawym procesie.

Co było przyczyną polowania na czarownice w Polsce?
W latach 30. XVII w. załamała się koniunktura na zboże, więc wszyscy biednieją. Do tego mamy Potop, powstanie Chmielnickiego i załamanie polityczno-gospodarcze, z którego Rzeczpospolita już się nie podniesie. Trzeba też pamiętać o tzw. małej epoce lodowcowej, która zaczęła się w Europie w XV wieku i dotknęła wszystkich krajów europejskich. Nastał czas, w którym lato było krótkie i deszczowe, natomiast zimy - długie i mroźne. Miało ono ogromny wpływ na życie codzienne - jeszcze w średniowieczu na południu Szwecji uprawiano winorośla. Mała epoka lodowcowa sprawiła, że często mieliśmy do czynienia z nieurodzajem, a co za tym idzie - z niedożywieniem i chorobami. A więc i posądzeniami o powodowanie tych chorób.
Nie jest przypadkiem, że w tym samym okresie kryzysu namnożyło się objawień i miejsc cudownych. Przykładem mogą być Łagiewniki. W 1675 roku właściciel tych ziem zaczął nagle pławić kobiety zarówno w samych Łagiewnikach, jak i w sąsiednich wioskach. Chciał je nawet wysyłać na stos. A to dlatego, że przyszedł pomór i zdechło mu kilkaset owiec, do tego konie i krowy (w tamtych czasach taki ubytek mógł wiązać się wręcz z deklasacją). Dopiero pod presją żony, która argumentowała, że nie godzi się tak czynić chrześcijaninowi, zaprzestał tego barbarzyństwa. Na szczęście rychło pojawił się tam cieśla, który doznał objawienia. Wybudowano kaplicę pod wezwaniem św. Antoniego i żadne zwierzę już nie padło. Ludźmi zawsze rządziły te same emocje: złość, radość, nienawiść...

Zobacz też: Ratował diabeł w ciele zająca, czyli bydgoszczanie na tropie czarownic
"Zagłębiem" czarownic na naszym terenie było Nowe...
Procesy czarownic dotyczyły większości miasteczek. Te z Nowego nie różniły się od innych, ale wiemy o nich więcej, bo zachowały się źródła. W postępowaniach w Nowem kobiety były obwiniane o dokonanie szkód na zdrowiu zarówno osób, jak i bydła. Nie ma natomiast częstych gdzie indziej oskarżeń związanych z czarami mlecznymi (odbieranie krowom mleka), odszukiwaniem straconych przedmiotów, miłosnymi lub magicznymi rekwizytami (sznury wisielców i części ich ciał), wywoływaniem deszczu i gradu (czary pogodowe), używaniem luster i kryształów w magii oraz profanacją hostii przez czarownice. Tylko raz spotykamy w procesie magiczny rekwizyt: garnek. Anna Jagódka zeznała w 1624 r. między innymi, że dostała od swego diabła Rokitki garnek, w którym były włosy, kości i inne rzeczy. Garnek ten trzeba było zakopać pod progiem obory, jeśli chciało się zaszkodzić trzymanemu tam bydłu. Ona garnka nie zakopała tylko go wyrzuciła, za co diabeł ją pobił.
18 lipca 1671 r. Paweł Werdzik ze wsi Dąbrówka oskarżył niewiastę imieniem Ewa, mieszkankę tejże wsi, o to, że jest "czarownicą nieomylną". Werdzik zarzucił jej w czasie konfrontacji, że należący do niej pstry kot jego wołowi ogon w "poły ugryzł i wół po kawałku upadał", a także to, że z jej winy wilki zżarły jego cielę przed samym domem, a krowę w polu. Kobieta miała mu grozić, że się w "niwecz obróci", a należącego do niego wołu w krzyżu złamała, tego samego, któremu jej kot ogon odgryzł. Z jej przyczyny zdechło mu siedem sztuk świń.

W innych miastach wyglądało to podobnie?
Schemat był podobny. Niestety, wiele akt nie zachowało się do dziś. Trzeba pamiętać, że liczne wojny bardzo skutecznie spustoszyły archiwa. Akta z południa Polski niemal w całości spłonęły w czasie powstania warszawskiego. W ogóle nasza wiedza o procesach jest ograniczona. Nie ma badań dotyczących zarówno Prus Królewskich, jak i Kujaw. Te zagadnienia nie cieszyły się w Polsce specjalnym zainteresowaniem historyków.

Dlaczego?
Do tej pory jest to temat traktowany u nas raczej jako ciekawostka. W przeciwieństwie Wielkiej Brytanii - tam w końcu lat 60. ukazały się prace, które pokazały jak istotną rolę miały procesy czarownic dla lokalnych społeczności. Szkoda, że nie mamy szerszy badań w tej sprawie, bo procesy czarownic ciekawią ludzi. Doszło nawet do tego, że Reszel próbował promować się za pomocą rocznicy spalenia Barbary Zdunk - rzekomo ostatniej kobiety spalonej za czary.

Która, jak się okazało, wcale nie była oskarżona o czary.
Barbara była córką pastucha. W wieku 9 lat opuściła rodzinny dom i musiała pracować. Jako 17-latka wyszła za żołnierza, ale jej małżeństwo rozpadło się po kilku tygodniach. Owa Barbara pocieszała się w ramionach wielu kochanków, między innymi parobka Jakoba Austera. Miała wówczas 38 lat, jej kochanek - 22. Auster wzgardził jednak jej miłością. Z zemsty kobieta miała podłożyć ogień w domu, w którym mieszkał Jakob. Spłonęły dwie osoby, a z dymem poszło 6 budynków. Sąd zastosował pokazową karę stosu, ale wcześniej nakazał katu dyskretnie udusić kobietę. Zatem Zdunk nie była nie tylko oskarżona o czary, ale nawet o nie posądzona. Niezależnie od tego, promowanie miasta przy pomocy czyjejś śmierci nie jest dobrym pomysłem.

Kiedy zatem skończyło się to szaleństwo?
W 1776 roku zniesione zostały w ustawie sejmowej tortury w procesach o czary. To oczywiście przerwało procesy, ale jeszcze w latach 80. XVIII wieku w różnych miejscowościach pławiono kobiety, szczególnie w czasach suszy. Przyczyniali się do tego ojcowie reformaci, wśród których wiara w moc czarownic przetrwała dość długo.

Co musiało się stać, żeby zabroniono palenia czarownic?
- W XVII wieku procesy o czary zakończyły się w Anglii i w Niderlandach. W XVIII wieku oficjalnie zniósł tortury król pruski, który nie wierzył, że czarownice utrzymują cielesne kontakty z diabłem. Wiek XVIII przyniósł w niektórych częściach Europy rozwój oświaty. W końcu XVII i na początku XVIII wieku nakazano pastorom w Skandynawii przeprowadzenie akcji uczenia czytania i pisania. Bez tych umiejętności dziecko nie było dopuszczane do konfirmacji.
U nas w XVIII wieku tych procesów było niestety jeszcze dużo. Ale wówczas pojawili się również hierarchowie kościelni nowej generacji - dobrze wykształceni, którzy zauważali, że doktryna kościelna idzie za daleko i sądzenie kobiet, a zwłaszcza stosowanie wobec nich tortur jest praktyką, która jest sprzeczna z Ewangelią.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska