To nie była żadna wielka awantura, nic z tych rzeczy. I nie chodzi przecież o jakąś bardzo nadzwyczajną fuchę. Bo stoi sobie od niepamiętnych czasów w Lasku Miejskim w Chojnicach domek drewniany, w którym na początku lat 90. Darek Kurs urządził knajpę "Słońce Hiszpanii". Miała wzięcie. To tu Mariusz Paluch, dziś prezes Parku Wodnego, stanął za kontuarem i podawał gościom piwo. Obaj panowie właśnie tu się bliżej poznali i miło im się razem pracowało.
Szkopuł był tylko jeden. Radni nie wyrazili zgody, by goście mogli parkować tuż pod samym lokalem, a to dla wielu było uciążliwą niedogodnością. - Nie zostawię bryki gdzieś przy drodze, bo tu ciemno jak diabli i ją rąbną - narzekali klienci.
Kurs błagał, prosił, ale Rada była nieugięta - nie i nie. Co niektórzy w ogóle krzywili się, że w lasku ma być jakaś imprezownia, kiedy tam powinny tylko ptaszki śpiewać - cisza i spokój. Mimo więc tego, że miejsce stało się ulubionym celem rodzinnych wypraw po niedzielnej mszy, że wypiękniał plac zabaw, a zakochani lubili zachodzić tu na lampkę wina, Kurs znalazł się na indeksie. Dopasował się, nazwał knajpę "Zakazaną" i wtedy dopiero zaczęły tu walić tłumy. Do czasu jednak, do czasu.
Brak dojazdu dla samochodów stał się przeszkodą nie do pokonania. Lokal umierał, Kurs, chcąc nie chcąc, musiał zwinąć interes. Potem Domek pod Sosną przechodził z rąk do rąk, ale kolejni dzierżawcy nie zrobili tu kokosów. Kurs w tym czasie zdobywał doświadczenie w kucharzeniu w knajpach niemieckich, hiszpańskich i włoskich. Do Chojnic zjeżdżał na kilka miesięcy, ostatnio bywał na kontraktach na Korsyce. Na początku roku dowiedział się, że na Domek pod Sosną jest kolejny przetarg. Postanowił spróbować.
Przetargu nie będzie
- Chodziłem do urzędu i dowiadywałem się, co i jak - mówi. - Wszystko było podobno na dobrej drodze. Miałem klucze, obejrzałem sobie to wszystko, wiedziałem, że dużo trzeba będzie włożyć. Gdybym przystał na podpisanie umowy na trzy lata, to byłoby już po zawodach. Pewnie otwierałbym lada moment knajpkę. Ale ja chciałem na dziesięć, żeby mieć jakąś perspektywę, poczucie stabilizacji.
No i pech. Burmistrz ni z gruszki, ni z pietruszki przetarg odwołał. Bo wpadł na doskonały pomysł - obiekt można przekazać Parkowi Wodnemu, niech się nim zajmie i pokaże co potrafi. Nie wiadomo, burmistrz miał sen czy widzenie, czy stało się jeszcze coś innego, w każdym razie zdecydował. Sam. Łaskawość burmistrza była wielka - Park Wodny nie miał płacić ani dzierżawy, ani podatku od nieruchomości, Urząd Miejski pomoże w naprawie dachu, już się to zresztą dokonało, karpiówka kosztowała, bagatela, 20 tys. zł. No i najważniejsze - prezes Paluch nie musi się martwić, że klientela wystraszy się egipskich ciemności i zostawiania aut przy szosie, bo dojazd będzie pod sam domek, parking zresztą też. Zbuduje się gustowną palisadę, wszystko będzie grało.
A warunki dla Mariusza Palucha są takie, że musi zadbać o plac zabaw i wyremontować ścieżkę zdrowia. No i poradzić sobie z wyrychtowaniem wnętrza domku, bo tam bieda z nędzą. W przetargu nie było udogodnień tak daleko idących dla potencjalnego dzierżawcy, więc o równości szans nie ma co gadać.
Burmistrz swego pomysłu z nikim nie konsultował, nie przyznaje się też, by była jakakolwiek inna inspiracja. Mało tego, twierdzi, że nie wiedział, iż Darek Kurs ubiega się o dzierżawę, co jest dość dziwne, bo na ogół Arseniusz Finster jest człowiekiem świetnie poinformowanym, co się dzieje w mieście, a cóż dopiero mówić - w ratuszu.
Palucha postawił przed faktem dokonanym i ten zgodził się, bo cóż miał robić, skoro szef tak chce. Teraz zresztą Paluch jest w euforii, ma wizję i misję, chce tu urządzić centrum rodzinnej rozrywki. Z biegiem czasu będzie nawet minizoo z osiołkiem, świnką i czym tam jeszcze... No i może uda się zrobić interes na źródlanej wodzie z lasku, mogłaby się nazywać "Chojniczanka".
Wykolegowany
Kurs nie ukrywa, że trafił go szlag. Poczuł się wykolegowany, bo nawet nie miał szansy przystąpić do przetargu i przegrać go w honorowej walce. A ponieważ człowiek z niego skromny, niekonfliktowy, raczej schodzący z drogi rozpędzonym bykom, więc powiedział - trudno. Mariuszowi podał rękę, powiedział nawet, że się cieszy, że to on będzie działał w Lasku. Sam jedzie na Korsykę, tam będzie zarabiał na chleb. - Co może Darek Kurs - pyta retorycznie burmistrz, skonsternowany pytaniami dziennikarzy o to, dlaczego tak dziwnie rozegrał tę sprawę.
- Czy on ma tyle pieniędzy, żeby spełnić to, o co mi chodzi? A Paluch udowodnił, że robi dobre interesy na gastronomii - prosperuje mu pub "Soprano" przy Parku Wodnym i bar "Delfin". A poza tym domek jest nasz, miejski, nie stracimy go. Oddając go Kursowi, nic byśmy nie zyskali. Kiedy zrobił się szum, burmistrz Darka Kursa zaprosił na spotkanie i nie wykluczał, że dojdzie do partnerstwa prywatno-publicznego w Domku pod Sosną. - Mam być kelnerem? - uśmiecha się Darek Kurs. - Dla mnie ta knajpka miała być pomysłem na dalsze życie, tutaj, w Polsce. No bo trochę już się tułałem po świecie, warto byłoby się ustatkować. Ale nici z tego, znowu muszę jechać.
Niech kąpią
Czy wolno odwołać przetarg?
Samorząd może odwołać przetarg z ważnych powodów. Musi to ogłosić publicznie i podać przyczyny. Tak stanowi art.38, ustęp 4 Ustawy o gospodarce nieruchomościami.
O Domku pod Sosną dyskutują chojniczanie nie tylko w swoich domach, także na internetowych forach. Zachodzą w głowę, dlaczego Park Wodny ma się angażować w coś, co jest odległe od jego podstawowej działalności.
- Niech kąpie ludzi i przyciąga ich atrakcjami w swojej hali sportowo-rekreacyjnej - mówią. - Na cholerę mu knajpa w lasku? Chyba, że chodzi o dogodzenie kumplowi pana burmistrza, bo na to wygląda. Niedługo zacznie handlować rajstopami albo Bóg wie czym.
Inni krytykują, że nie było przetargu, jeszcze inni - że decyzja burmistrza była arbitralna, niepoprzedzona konsultacjami społecznymi. - Jak na miasto, które szczyci się certyfikatem "Przejrzysta gmina", bardzo dziwna praktyka - ironizują.
Dodają, że Darkowi Kursowi nie udało się wywalczyć dojazdu pod domek, a Paluch ma to załatwione bez bólu, od ręki. Na dodatek miasto jakby nigdy nic pomaga w remoncie dachu. Śmieją się, że miejsce w Lasku można nazwać Paluszkowem, bo Darkowem już nie.
Paluch stanie teraz na rzęsach, by udowodnić, że potrafi. Kurs będzie szukał szczęścia za granicą. Znowu wyszło na to, że rację miał Majakowski - jednostka zerem, jednostka niczym.