Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy w ratownictwie medycznym wszystko działa jak należy?

(mp)
999 - najczęściej ten numer wybieramy, dzwoniąc na pogotowie.  I słusznie. Połączenie z numerem 112 wydłuża bowiem czas uruchomienia odpowiednich procedur.
999 - najczęściej ten numer wybieramy, dzwoniąc na pogotowie. I słusznie. Połączenie z numerem 112 wydłuża bowiem czas uruchomienia odpowiednich procedur. Łukasz Ernestowicz/archiwum
W systemie ratownictwa medycznego wszystko powinno działać jak w szwajcarskim zegarku.

Pytanie to stawiamy w związku ze śmiercią 18-letniej Darii. Przypomnijmy - ciężko chora dziewczyna nie uzyskała pomocy w żadnym z bydgoskich oddziałów intensywnej terapii. Powodem miał być brak wolnych łóżek. Kontrola NFZ wykazała jednak coś innego - na pięciu stanowiskach nie hospitalizowano w tym czasie żadnego pacjenta.

Przeczytaj także:Długa kolejka do specjalisty? Skróć ją!

Skąd taka rozbieżność? Prześledźmy dokładnie, jak wygląda działanie ratownictwa medycznego od chwili wezwania karetki do momentu jej przyjazdu.

999 - najczęściej ten numer wybieramy, dzwoniąc na pogotowie. I słusznie. Połączenie z numerem 112 wydłuża bowiem czas uruchomienia odpowiednich procedur. Dlaczego? - Jeśli dzwonimy pod 112 z telefonu komórkowego, połączymy się z policją - odpowiada dr Tadeusz Stępień z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy. - Operator przełączy nas wówczas pod numer 999.
Z kolei gdy dzwonimy z telefonu stacjonarnego, słuchawkę podniesie dyżurny straży pożarnej i w razie potrzeby przekieruje do dyspozytora medycznego. Trzeba mu powtórzyć to, co powiedzieliśmy już wcześniej, dzwoniąc pod numer 112. A czas leci.

Dyspozytor (członek systemu ratownictwa medycznego, np. pielęgniarka lub ratownik) jeszcze podczas rozmowy ze zgłaszającym, powiadamia zespół ratunkowy. - Widzi, który z nich jest akurat wolny i zarazem znajduje się najbliżej miejsca zdarzenia, z którego pochodzi wezwanie - tłumaczy Tadeusz Stępień.

Na dojazd karetka ma średnio osiem minut. W przypadku obszarów pozamiejskich - kwadrans.
Na miejscu wezwania kierownik zespołu ratunkowego ocenia stan pacjenta. Czasami wystarczy pomoc doraźna, ale innym razem trzeba przewieźć chorego do szpitala. Dodajmy - musi to być najbliższa placówka. I oczywiście taka, w której będą akurat wolne łóżka. Nie bez znaczenia pozostaje również rodzaj schorzenia. Pacjenta z urazem kończyny nie można przetransportować do szpitala, który nie ma ortopedii.

Kierownik zespołu ratunkowego dowiaduje się wszystkiego od dyspozytora. Ten zaś informację o liczbie wolnych stanowisk otrzymuje od szpitali. - I tu pojawia się problem - wskazuje dr Przemysław Paciorek, szef Kliniki Medycyny Ratunkowej szpitala im. Jurasza w Bydgoszczy, zarazem konsultant wojewódzki w dziedzinie medycyny ratunkowej. - Raporty dotyczące wolnych łóżek po kilku minutach przestają być aktualne. Sytuacja zmienia się wielokrotnie w ciągu doby.

Tymczasem informacja o liczbie stanowisk wychodzi ze szpitali raz dziennie. Dlatego dane, w chwili przekazywania zespołowi karetki, mogą być nieprawdziwe. Jak wskazuje Przemysław Paciorek, kwestia ta wymaga niezwłocznej interwencji. - Dyspozytor medyczny powinien mieć wgląd on-line w liczbę szpitalnych łóżek - podkreśla. - Dzięki temu będzie widział na bieżąco, dokąd można faktycznie odesłać karetkę.

W tej sprawie konsultant spotka się jutro z przedstawicielami Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska