MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Diabeł wcielony

Roman Laudański
Przyniósł do szpitala czteromiesięcznego synka Aleksa. Pobitego, zgwałconego i martwego. "Wypadł z wanienki podczas kąpieli" - kłamał.

     Ojciec Grzegorza, szanowany pracownik naukowy jednej ze szczecińskich wyższych uczelni otwiera portfel i pokazuje mi zdjęcia swoich dzieci. Córki i synowie. - Bardzo chcieliśmy mieć syna. Niestety, bezskutecznie leczyliśmy się latami. Zdecydowaliśmy się na adopcję Grześka i jego brata z domu dziecka. Grzesiek, narkoman i morderca, choć z tym drugim określeniem trudno się ojcu pogodzić. Brat alkoholik. - Przeżyliśmy z Grześkiem piękne i straszne chwile - ojciec zaczyna płakać...
     Wola życia
     
Przed gabinetem doktora Jacka Rudnickiego, w szczecińskim szpitalu na Pomorzanach maleńkie "tuptusie" stawiają swoje pierwsze niepewne kroki. Te, które jeszcze nie potrafią chodzić, tulą się do matek i uśmiechają do ojców. Tuż obok, z izby przyjęć, świeżo upieczeni rodzice odbierają maleństwa zawinięte w beciki. W tym szpitalu, 26 października Elżbieta urodziła po sześciu miesiącach ciąży Aleksa. Ważył 750 gramów, lekarze określili jego stan jako bardzo ciężki. Przez trzy miesiące w szpitalu przeżył wszystkie wcześniacze choroby. Kilkakrotnie był reanimowany. Przeżył. Cudem uniknął uszkodzeń neurologicznych. - Miał wielką wolę życia - doktor Rudnicki prezentuje szpitalną dokumentację. Dziecko zostało wypisane 27 stycznia.
     Miesiąc później Aleksa pobił, zamordował i zgwałcił własny ojciec. Matka nie reagowała.
     Godzinna reanimacja
     
Lekarze szczecińskiego Szpitala Dziecięcego, do którego Grzegorz przyniósł w sobotę 28 lutego martwego Aleksa, do dziś mówią o tym zdarzeniu z przerażeniem. Doktor Ina Bałachowska-Kościołek, ordynator oddziału intensywnej terapii przypomina: - Miało ono brak czynności serca i oddechu, wychłodzenie. Przez godzinę próbowaliśmy reanimować dziecko. Bezskutecznie.
     Ci lekarze odkrywają ślady brutalnego pobicia i zgwałcenia Aleksa. Nóżka złamana w trzech miejscach. Trzynaście złamanych żeber od strony plecków, uszkodzenia kości czaszki, rany w okolicy noska, ślady gwałtu.
     - Ojciec siedział spokojnie w poczekalni, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje - dodaje ordynatorka.
     - Być może był pod wpływem narkotyków - przypuszcza Olga Starowiewska, dyrektor szpitala.
     - Pamiętam tylko jeden taki przypadek - wtrąca doktor Stanisław Paradowski. - Przed dwudziestu laty rosyjski oficer skatował w podobny sposób swojego trzymiesięcznego synka.
     Jak wykazała sekcja zwłok, bezpośrednią przyczyną śmierci Aleksa były obrażenia głowy - obrzęk mózgu.
     Zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem
     
Szpital zawiadomił policję. Ojciec, 26-letni Grzegorz został zatrzymany w poczekalni. W domu aresztowano matkę, 31-letnią Elżbietę. Prokuratura postawiła mężczyźnie zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i posiadanie 25 sztuk amunicji (znaleziono ją w domu). Grozi mu co najmniej 12 lat więzienia. Zarzut postawiony matce: nieudzielanie pomocy oraz posiadanie narkotyków (w torebce miała "działkę" amfetaminy). Za to może trafić na cztery lata do więzienia. Nie przyznają się.
     On: były malarz ze Stoczni Szczecińskiej, bezrobotny narkoman, diler, leczony psychiatrycznie, trzykrotnie próbował popełnić samobójstwo. Model jednego ze szczecińskich studiów tatuażu. Prawdopodobnie ze względu na tatuaże pokrywające nawet głowę zyskał przydomek "Diabeł". Po ujawnieniu morderstwa studio tatuażu natychmiast zdjęło z internetowych stron zdjęcia Grzegorza.
     Ona: absolwentka liceum handlowego, narkomanka, prostytutka z agencji towarzyskiej, rozwiedziona, 9-letnia córka z pierwszego małżeństwa najczęściej wychowywana przez babcię. Jak dowiedziałem się nieoficjalnie, ostatnio zarabiała podczas internetowych czatów. Rozbierała się przed kamerą umieszczoną nad komputerem.
     Tyle wiadomo o nich dzisiaj. Niestety, tej wiedzy zabrakło wcześniej wszystkim instytucjom, które mogły zapobiec tragedii.
     Szukanie winnych
     
- Początkowo odwiedzali często synka w szpitalu - mówi doktor Jacek Rudnicki. - Później zmniejszyli liczbę wizyt. Sam do nich dzwoniłem, nagrałem się na sekretarkę, że muszą przyjść, nauczyć się karmić i pielęgnować niemowlę.
     Najpierw przychodził on, później także ona. W końcu zabrali Aleksa do domu.
     - Zawsze przychodzili czyści, bez objawów upojenia alkoholowego lub zamroczenia narkotykowego - zapewnia doktor Rudnicki. - On, z tymi tatuażami, wyglądał na oryginała, może artystę lub muzyka? To nie był naszprycowany dresiarz, któremu nie moglibyśmy oddać dziecka. Nie wyczuliśmy z ich strony nieuzasadnionej agresji. Mogli się lepiej czy gorzej opiekować dzieckiem, matka wychowywała przecież 9-letnią córkę, ale żeby dopuścili się czegoś takiego?! Nie pamiętam takiej historii...
     Gdy lekarze i pielęgniarki podejrzewają, że dziecko trafi do rodziny patologicznej, zawiadamiają sąd rodzinny, który i tak - bardzo często - nie przychyla się do wniosku o zawieszenie praw rodzicielskich.
     Szpital powiadomił pielęgniarkę społeczną, że Aleks został wypisany do domu. Ta skontaktowała się w tej sprawie z pracownikiem socjalnym Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie i z dzielnicowym.
     Skłamała i dostała
     
Elżbieta zgłosiła się do MOPR-u w listopadzie ub.r. Poprosiła o pomoc pieniężną na synka-wcześniaka i wspólnie z pracownikiem socjalnym napisała pismo o alimenty od Grzegorza, którego wskazała jako ojca dziecka. - Powiedziała, że jak tylko dowiedział się, że ona jest w ciąży, to dał "w długą" i tyle go widziała - wyjaśnia Przemysław Borowiecki, rzecznik prasowy MOPR. - Pracownik socjalny obejrzał mieszkanie - skromne, ale czyste i bez odznak patologii. Nie było w nim Grzegorza, choć, jak dowiedzieliśmy się teraz, mieszkał z nią dwa lata. Zataiła to, żeby dostać zasiłek. Pedagog szkolny wystawił dobrą opinię starszej córce i matce, że interesuje się postępami w nauce. Postanowiliśmy, że trzeba dziewczynie pomóc. Szpital wiedział o Grzegorzu, ale ani lekarze i pielęgniarki, ani sąsiedzi czy policja nie sygnalizowali, że tam się coś złego dzieje.
     Przemysław Borowiecki twierdzi, że w naszym społeczeństwie - czy się to komuś podoba czy nie - jest ciche przyzwolenie na przemoc w rodzinie. Bo tak naprawdę tragedii Aleksa mogli zapobiec tylko rodzice albo sąsiedzi. - W czterech ścianach chłop pierze babę i dziecko, bo są jego własnością. Zgłoszenia do sąsiadów można policzyć na palcach jednej ręki... To przykre, ale prawdziwe.
     Śni o nim co noc
     
Kamienica przy ul. Małkowskiego 8, gdzie mieszkali, mieści się w centrum Szczecina. Mieszkańcy znają się od dziesięcioleci. Wiedzą o sobie chyba wszystko. Lubią siedzieć w oknach lub na murku przed wejściem.
     Barbara, sąsiadka z parteru mówi, że choć na oczy nie wiedziała Aleksa, to od tamtej strasznej soboty śni się jej co noc. Grzegorz z Elżbietą mieszkali na drugim piętrze. Siedzę u ich sąsiadów. Jan z Zofią mieszkają tam już od 52 lat. Jan zapewnia, że odgłosy zza ściany dodatkowo tłumi meblościanka. W domu głośno gra telewizor, a ze szklanką przy ścianie nikt nie stoi. Właśnie z parteru przyszła do nich na kawę Basia, a z trzeciego piętra najstarsza sąsiadka, która mieszka sama i boi się otwierać drzwi obcym. Przy stole coraz ciaśniej, bo przysiada córka Jana i Zofii.
     Na Elżbietę narzekają zgodnym chórem. - Tyłkiem w agencji towarzyskiej zarabiała i narkotyki brała, bo przecież narkomana po oczach zaraz się pozna. Ile razy wieczorami "na rewir" wychodziła?
     "Diabła" na pal
     
- Ten "Diabeł", to się u niej pojawił jakieś półtora - dwa lata temu - przypominają. Pani Zofia, jak pierwszy raz zobaczyła Grzegorza (czarne skórzane spodnie, czarna koszulka i tatuaże), to od razu głośno zapytała: - A co to za zwierzyna do nas przyszła?
     Jej mąż, Jan, aż się nerwów trzęsie. - Bo panie, to wszystko przez to, że w naszej konstytucji kary śmierci nie ma. A kogoś takiego, to trzeba - jak Azję - na pal i powoli wciągać. Tylko na pal! No i jeszcze bardzo go denerwuje, że teraz wszyscy wypierają się odpowiedzialności za tragedię: policja, szpital, opieka społeczna. - Każdy broni swojej skóry i na sąsiadów palcem pokazuje!
     Powtarzają, że każde małe dziecko płacze jak jest głodne i jak tak dalej pójdzie, to do każdego płaczącego niemowlaka będzie wzywana policja.
     - Byłam w szoku, jak dziennikarze do mnie przyszli i zaczęli pytać o czteromiesięczne niemowlę. Chyba coś się wam pomyliło, ona dziewięcioletnią córkę ma - przypomina Barbara z parteru. - Szczupła była, mogła mieć mały brzuch i jak ogrodniczki wkładała, to nic nie było widać.
     Gorsza od suki
     
Przekrzykują się nad stołem, że jest w Polsce głupia ustawa, bo sądy matce zawsze dziecko dają, choć matka gorsza od suki. - Suka swoje psiaczki w pysku nosi, a taka matka - tfu! - to jeszcze pewnie nóżki Aleksowi rozkładała, jak "Diabeł" go gwałcił! - mówią wzburzeni.
     Zgodnie wychwalają pierwszego męża Elżbiety, że to porządny chłop. Ochroniarz, w weekendy jeszcze się uczy. Po dwóch latach, jak przekonał się, że żona do agencji lata i narkotyki bierze, to wziął z nią rozwód. O swoją córkę się starał, ale nikt mu nie pomógł ani sąd, ani policja. Były mąż mieszka z konkubiną w kamienicy po drugiej stronie ulicy. Wcześniej mieszkał w "pojedynce" obok numeru 23, ale jak Elka tego gnoja z tatuażami wzięła, to poszedł stąd, żeby na to nie patrzeć.
     Jak na dworcu
     - Tu bez przerwy jacyś młodzi przychodzili, pewnie że po narkotyki. Ruch był, jak na dworcu centralnym - denerwuje się pan Jan. - A jego to raz pobić chcieli, uciekał tak, że cała kamienica słyszała. A trzy tygodnie wcześniej policja wyprowadzała go w kajdankach, wszyscy sąsiedzi widzieli - potwierdzają zgodnie.
     Tego zdarzenia nie potwierdza policja. Podkomisarz Artur Marciniak, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie zarzeka się, że czegoś takiego nie było! - Żadnej interwencji do czasu telefonu ze szpitala, że matka nie odbiera swojego dziecka! Dzielnicowy kilkakrotnie do niej chodził, w końcu ją zastał i powiedział, że albo odbiera dziecko ze szpitala, albo zrzeka się praw. Dzielnicowy rozmawiał z sąsiadami i ci, którzy teraz zarzucają nam rzeczy, których nie było, nie powiedzieli wtedy ani słowa!
     Podkomisarz Marcinak tłumaczy: - Każda rodzina, w której dochodzi do przemocy, ma założoną tzw. Niebieską Kartę. Oni nie mieli. A policjant nie jest jasnowidzem, którzy przewiduje przyszłość. Wielokrotnie składałem zapotrzebowanie na szklaną kulę. Nie produkują.
     Trzecie wyjście
     
Ktoś, kto interesuje się sprawą mówi mi na boku: - Jeśli sąsiedzi twierdzą, że był wyprowadzony w domu w kajdankach, a policja zapewnia, że to nie ona, to może jest trzecie wyjście, którym powinna zainteresować się prokuratura? Przecież Grzegorza już raz uprowadzili z rodzinnego domu bandyci. Trzymali go w jakimś bunkrze. Wrócił bardzo wystraszony. Może miał długi u tych, od których brał narkotyki na handel?
     Zabiję jak żyda
     Pijany syn Jana i Zofii chodzi po podwórku kamienicy i wykrzykuje: - Przywiążcie go do trzepaka, to zabiję jak żyda! Jego kompan od kieliszka bełkocze: - Jak mógł zgwałcić czteromiesięczne dziecko, zajebię go!
     - Pan się nie dziwi sąsiadom - wychyla się z okna pani Basia. - Kiedy ją w nocy wyprowadzali, to sama krzyczałam: dobijcie tę kurwę, żeby tu więcej nie przychodziła!
     Nie mieści się w głowie
     
Doktor Jerzy Pobocha, psychiatra i biegły sądowy aresztu śledczego w Szczecinie powtarza, że im bardziej makabryczna zbrodnia, tym trudniej zrozumieć motywy sprawcy. - Był przed laty w Bydgoszczy taki przypadek: ojciec wykorzystywał seksualnie córkę. Gdy zaszła w ciążę, zabił ją, rozciął, spreparował macicę, a później zaszył wszystko czarną nitką. Rano powiedział żonie: zobacz, co zrobiłem naszej Anusi... Sypie przykładami jak z rękawa. O rozczłonkowanych zwłokach płynących Brdą (też w Bydgoszczy), o młodym mężczyźnie, który pokłócił się w Wigilię z matką, zabił ją, odpreparował mięso, a resztę rozpuści w ługu (w Szczecinie). I to mięso zatkało studzienkę kanalizacyjną...
     - To osoby z upośledzoną uczuciowością wyższą, z małą kontrolą moralną i upośledzonym popędem seksualnym. Jak dochodzi do tego alkohol i narkotyki, to dzieją się rzeczy, które normalnym ludziom nie mieszczą się w głowie.
     Doktor Pobocha zwraca też uwagę na genetykę. - Geny decydują o naszych chorobach. Może niektórzy dziedziczą pewne skłonności? Przecież osobowość Grzegorza była zaburzona. Leczył się psychiatrycznie, mówi o tym głośno jego ojciec.
     Bałem się o syna
     
Ojciec Grzegorza mówi, że po tym, jak syn trzykrotnie próbował popełnić samobójstwo bał się, jak zareaguje na ewentualną śmierć Aleksa. - Przecież podczas tych trzech miesięcy w szpitalu Aleks mógł umrzeć. Bałem się, jak zareagowałby na to Grzegorz. A tu stało się coś takiego. Nie mogę uwierzyć, że to on zrobił... Ja mu do dziś nie powiedziałem, że adoptowaliśmy go z domu dziecka. Jakoś nigdy nie było okazji...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska