Energa Torun - AZS Gorzów
Energa Toruń - AZS PWSZ Gorzów 74:66 (18:24, 21:19, 23:10, 12:13)
Energa: Caldwell 21, 7 zb., Dixon 12, 7 as, Tłumak 12 (2), 6 as., Idczak 11 (3), 4 as., Walich 8, 11 zb. oraz Gulak-Lipka 6, Ratajczak 4, Iamstrong 0
AZS PWSZ: Spani 22 (4), 10 zb., Zoll 18 (2), 6 as., Piekarska 9, Losi 8 (2), Dźwigalska 7 (2) oraz Szajtauer 2, Jaworska 0, Trębicka 0, Jaworska 0
Zaczęło się kiepsko dla torunianek. W 4. minucie po "trójce" Magdaleny Losi gorzowianki prowadziły 12:5 i takiej przewagi broniły skutecznie do przerwy. Torunianki tylko na kilka sekund w drugiej kwarcie wyszły na prowadzenie (33:31). W defensywie miały problemy z amerykańskim duetem Sharnee Zoll - Taber Spani. Zwłaszcza ta druga, bardzo wszechstronna skrzydłowa, sprawiała gospodyniom wiele problemów.
Dopiero w połowie trzeciej kwarty Energa uzyskała wreszcie przewagę. Chwila mocniejszej gry w defensywie sprawiła, że rywalki przez prawie 8 minut nie zdobyły punktu. Katarzynki" fragment meczu między 22 i 30 minutą wygrały 12:0 i prowadziły wkrótce najwyższą różnicą - 60:49.
Przyjezdne miały kłopoty zwłaszcza pod koszem. Tam brakowało kontuzjowanej Chineze Nwagbo (w tym sezonie 21,3 pkt i 13,3 zbiórek). Izabela Piekarska jakoś sobie jeszcze radziła w defensywie, ale nie miała żadnego wsparcia. Nic więc dziwnego, że Talia Caldwell robiła w ataku co chciała (9/12 z gry).
Torunianki tradycyjnie już w tym sezonie imponowały zespołowością. Zaliczyły 19 asyst (przy 11 rywalek) i 13 przechwytów.
Elmedin Omanić, trener Energi: - Jakby była Chineze Nwagbo, zawodniczka będąca pierwszym strzelcem drużyny to mogłoby być inaczej. Zagraliśmy dobrze tylko przez 15 na 40 minut gry. Ale jest zwycięstwo i to się liczy.
Czytaj e-wydanie »