Mecz FC Toruń - Rekord Bielsko-Biała był popisem torunian (4:1). Goście przyjechali do hali na Józefa z czterema zwycięstwami i dwoma remisami, ale nie mieli nic do powiedzenia. Dla beniaminka było to czwarte zwycięstwo. Najważniejsze, bo z drużyną najmocniejszą i pretendującą do mistrzostwa.
Trener Klaudiusz Hirsch na razie uspokaja. - To nawet nie półmetek rozgrywek, z ocenami poczekamy do końca rundy, gdy zagramy z wszystkimi zespołami. Na razie wygląda na to, że bardzo pewnie czujemy się na własnym parkiecie, gramy z pasją i determinacją, dużo nam pomagają kibice, jest bardzo duże zainteresowanie futsalem w Toruniu. To uskrzydla, ale musimy włożyć jeszcze ogrom pracy. Wszyscy zawodnicy wiedzieli, że mecz z liderem to najlepszy moment na pokazanie swojej wartości, chcieli zatrzeć w pamięci ten nieszczęsny ostatni mecz wyjazdowy - dodaje szkoleniowiec.
Mecze wyjazdowe to jedyny przykry temat w obozie FC Toruń. Drużyna trzy razy próbowała szczęścia w obcych halach i na razie bez efektów punktowych. Ostatnia próba to już prawdziwe nieszczęście. W Katowicach beniaminek prowadził 3:0, by stracić 5 goli w drugiej połowie.
- Wiele czynników ma wpływ na te niepowodzenia. Na dwa pierwsze mecze do Chojnic i Gliwic jechaliśmy w dniu meczu i trudno walczyć punkty prosto z autobusu. Do Katowic pojechaliśmy dzień wcześniej i czuliśmy się znacznie pewniej na boisku - dodaje Hirsch.
Szkoleniowiec liczy na przełamanie passy w kolejnym meczu, FC zagra z Gattą w Zduńskiej Woli. Po rozgromieniu lidera wszyscy wierzą w sukces wyjazdowy. - To widać na treningach, zawodnicy są dużo bardziej pewni siebie, w takim pozytywnym znaczeniu. Takiej pewności zabrakło nam w Katowicach. Dominowaliśmy, a zaraz po przerwie straciliśmy bramkę z niczego, pojawiło się rozprężenie, błąd sędziego i trzecia bramka nas sportowo zabiła. Takie lekcje nam się przydadzą, nic nie uczy tak dobrze, jak takie mecze - podkreśla Hirsch.