Zobacz wideo: Policja i sanepid wzmagają kontrole maseczek!
Marika Wojtkowska z Włocławka zachorowała na białaczkę
Marika Wojtkowska z Włocławka o tym, że choruje na białaczkę dowiedziała się w grudniu 2020 roku. Od tamtej pory często przebywała w szpitalu, gdzie poddawana była chemioterapii.
W czerwcu 2021 roku w Centrum Klinicznym w Gdańsku od Mariki pobrano szpik do badań. Wyniki miały dać odpowiedź na pytanie, czy młoda mama będzie potrzebowała przeszczepu szpiku, czy wystarczy jedynie dalsza chemioterapia. Warto zaznaczyć, że dla Mariki z Włocławka znaleziono już niespokrewnionego dawcę szpiku, który – tak samo jak ona – oczekiwał na decyzję lekarzy.
Okazało się, że szpik był czysty i młoda kobieta nie potrzebuje przeszczepu. Nie oznaczało to jednak zakończenia leczenia. Marikę Wojtkowską czekała bowiem jeszcze chemioterapia, ale prowadzona już w domu, a nie w szpitalu. To było dla niej bardzo ważne, ponieważ oznaczało, że będzie spędzała więcej czasu ze swoim synkiem.
Marika z Włocławka nadal się leczy, ale już w domu
Marika Wojtkowska kontynuuje leczenie w domu. W listopadzie 2021 roku poinformowała na Facebooku, że rozpoczęła przyjmowanie szóstego pudełka chemii. Przyznała, że nie omijają jej wszystkie skutki uboczne leczenia.
- Uwielbiam moją doktor, pielęgniarki, panią psycholog, opiekunki, salowe. Ale miejsca szczerze nie cierpię. Każdy dzień poprzedzający przyjazd tutaj wywołuje nieprzespaną noc, a przecież wiem że wrócę do swojego łóżka... każdy przyjazd tutaj kosztuje mnie dużo, mimo świadomości, że tylko na chwilę tu przyjeżdżam. Jak tylko zbliżam się do szpitala, apetyt znika, a przed wejściem, czekając w kolejce chodzę jak nakręcona co chwilę sprawdzając zegarek. To takie dziwne uczucie, wydawało mi się, że poukładałam to sobie, że wygrałam tą najtrudniejszą walkę, a mimo to strach mnie paraliżuje, przypominając ten rok wstecz… - napisała na Facebooku Marika Wojtkowska przy okazji kolejnej wizyty w Specjalistycznym Szpitalu Miejskim w Toruniu (9 listopada 2021 roku).
Trudne wspomnienia Mariki Wojtkowskiej związane z białaczką
Marika Wojtkowska dodała, że listopadowa wizyta w szpitalu była dla niej wyjątkowo trudna, między innymi dlatego, że pogoda podobna była do tej, gdy trafiła tam pierwszy raz.
- Widok z okna znajomy, ale widziany z innej perspektywy, to daje do myślenia. Jestem tu, czuję, przeżywam, podczas gdy co niektórzy nie mają tej możliwości, już ich z nami nie ma, albo walczą ile sił. Moje serce zawładnął dziś Pan, który odprowadzając swoją żonę z wielką torbą, jaką i ja targałam ze sobą na oddział, nie puścił żony z objęć aż do samych drzwi szpitala, gdzie już wejść mu nie wolno. Przytulił mocno, pocałował w czoło i z uśmiechem pomachał, pewnie mówiąc do zobaczenia. Po czym, gdy tylko jego żona zniknęła za drzwiami, pan zakrył twarz dłońmi i mocno zapłakał. Poczułam to, płakałam razem z nim. Okropne uczucie, nie chce do niego wracać. Potem przyszła wdzięczność – napisała Marika Wojtkowska.
