- Rok temu, mając 99 lat, udowodnił pan, że nigdy nie jest za późno na debiut literacki. Pana książka "Zawiłe drogi życiowe" jest ciekawą lekcją historii.
- Do spisania wspomnień namówił mnie wnuk. Kiedy jeździłem z nim do mojej córki, nie bardzo chciałem po drodze rozmawiać o pogodzie, więc opowiadałem o swoich przeżyciach wojennych. To on pierwszy powiedział, że warto je spisać. Zacząłem to robić w 1995, a ukończyłem w 2005 roku. Wspomnienia chciałem przekazać tylko moim wnukom, ale znalazły się osoby, które uznały, że warto je wydać w formie książki.
- A miał pan o czym opowiadać i o czym pisać! Pana wspomnienia wojenne to gotowa powieść, np. niewielu jest już żołnierzy, którzy walczyli w bitwie nad Bzurą.
- To prawda. Walczyłem w niej. W sierpniu 1939 roku zostałem przydzielony do 27. Dywizji Piechoty w Kownie. Pełniłem funkcję oficera łączności. W pierwszych dniach wojny meldunki dowoziłem samochodem, później motorem, a kiedy zabrakło nam paliwa, to rowerem. W ostatnich dniach dostarczałem je piechotą. Z pola walki trafiłem do obozu jenieckiego. Po uwolnieniu z obozu, zostałem skierowany do polskich oddziałów przy armii amerykańskiej. Zajmowałem się kontrolą posterunków i składnic zaopatrzenia. W armii amerykańskiej udało mi się również zrobić prawo jazdy. Egzamin polegał na przejechaniu kilku metrów samochodem. I dzięki temu mam amerykańskie prawo jazdy.
- Do Polski wrócił pan po zakończeniu wojny. Od razu do Wąbrzeźna?
- Wracaliśmy przez Czechosłowację. Oczywiście, wróciłem do domu w Radzyniu Chełmińskim. Chciałem podjąć pracę jako nauczyciel. Zgłosiłem się do Grudziądza z zapytaniem, czy mają jakieś wolne stanowisko. Niestety, nie mieli. W Grudziądzu spotkałem jednak dwóch kolegów, którzy kończyli ze mną seminarium nauczycielskie. Właśnie szukali kadry do Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Wąbrzeźnie.
Przeczytaj także: Wąbrzeźno. Wspomnienia o wojnie wiecznie żywe
- W pańskim pokoju znajduje się dużo książek oraz krzyżówki. Czy to sposób na ćwiczenie umysłu?
- Raczej na wypełnianie czasu. Oczywiście, dzięki nim mój umysł nie jest tak bardzo otępiały, choć o pewnych sprawach już się jednak zapomina.
- Czym kierował się pan w życiu?
- Przede wszystkim wewnętrznym głosem, który zawsze podpowiadał mi jak postąpić w danej sytuacji. Nigdy mnie nie zawiódł.
- Kilka dni temu obchodził pan setne urodziny. Z kim je pan świętował?
- Przede wszystkim z rodziną: dziećmi, wnukami i prawnukami. Na spotkaniu byli obecni również moich przyjaciele: byli nauczyciele i uczniowie. Niestety, nie było na nim Czesława Szachnitowskiego z Grudziądza, z którym kończyłem seminarium nauczycielskie. Odrębne spotkanie zorganizowali dla mnie w starostwie kombatanci