Zygmunt R. ma co prawda 72 lata, ale jeszcze niedawno był sprawnym fizycznie, codziennie gimnastykującym się mężczyzną. W kwietniu, przed wyjazdem na wakacje, postanowił sobie zoperować niewielką, jak twierdzi, przepuklinę pachwinową. Chciał, żeby było szybko, więc trafił do toruńskiego Prywatnego Centrum Chirurgii, które robi tego typu zabiegi w ramach "chirurgii jednego dnia". 17 kwietnia po 19.00 wieczorem zoperował go współwłaściciel centrum dr Jacek Winczakiewicz, następnego dnia rano już zabierali go do domu żona z synem. - Czuł się bardzo słabo, ale sądziliśmy, że to skutek znieczulenia i zaraz przejdzie. Ale spodziewana poprawa nie następowała. Mąż nie miał nawet siły się ogolić - opowiada pani R.
40 stopni gorączki
Kiedy po tygodniu dr Winczakiewicz zdjął R. nieprzemakalny opatrunek, pan R. zobaczył, że jego moszna jest obrzęknięta i sinogranatowa. - Zapytałem doktora, co to jest. A on, że wszystko jest OK i że mam włożyć obcisłe slipy, to przejdzie. Ale po powrocie do domu dostałem strasznych dreszczy. Żona dała mi termometr: miałem 40 stopni gorączki! - wspomina. - Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Mąż trząsł się przykryty trzema kołdrami. Wzywałam różnych lekarzy, przepisali antybiotyk, ale nic nie pomagało. Mąż nie pokazywał im coraz bardziej czerniejących jąder, bo, pouczony przez chirurga, uważał, że z nimi nie dzieje się nic złego - twierdzi pani R. Dziesięć dni po operacji, kiedy jej mąż był w gorączce półprzytomny, wezwała dra Winczakiewicza: - Namawiał, żeby zawieźć męża do szpitala, ale kiedy powiedziałam, że mąż się szpitala boi, stwierdził, że musu nie ma, że to tylko "żółte światło": może pójść do szpitala, ale nie musi. Znowu mówił o obcisłych slipach. Dwie godziny po jego wyjściu przyjechał umówiony wcześniej kardiolog. Jak tylko męża zobaczył, kazał natychmiast wzywać pogotowie. A w szpitalu dr N. krzyknął na mnie i na syna "jak mogliście doprowadzić do takiego stanu?!".
Stan jest krytyczny!
Już w szpitalu lekarze ledwo wymacali panu Zygmuntowi słabo wyczuwalne, "nitkowate" tętno, ciśnienie stale spadało. Rozpoznanie: sepsa, wstrząs septyczny. "Stan jest krytyczny", usłyszała pani R. Jako źródło sepsy (uogólnionego zakażenia krwi) zidentyfikowano zmienione jądro po lewej stronie - tej, po której dokonano "odprowadzenia" przepukliny w prywatnej klinice. Zdecydowano, że należy naciąć mosznę w tym miejscu, by zlikwidować ognisko zakażenia. Zabieg wykonał dr N. - To była ewidentna ropowica, widoczna gołym okiem: nekrotycznie zmieniony naskórek, w worku mosznowym ropna treść - dobrze pamięta dr Romuald Butkiewicz, ordynator urologii w toruńskim Szpitalu Miejskim. Po nocnej operacji, nad ranem pacjenta pospiesznie umieszczono na oddziale intensywnej terapii. - Był w ciężkim stanie, który zagrażał życiu. Wiązaliśmy to z ropowicą moszny - twierdzi szef OIOM, dr Lech Górski.
Kiedy po kilku dniach, pomimo zastosowanego intensywnego leczenia, stan R. się nie poprawiał, dr Butkiewicz zdecydował, że należy usunąć zakażone ropowicą jądro. - Nie miałem żadnych wątpliwości, że taka operacja jest konieczna dla ratowania pacjenta. Byłem pewny rozpoznania - ropowicę się po prostu widzi! - twierdzi lekarz. 4 dni później pobrano z rany pooperacyjnej wymaz, w którym stwierdzono enterococus faecalis - bakterie jelitowe.
300 przepuklin rocznie
Po trzech kolejnych dniach pechowy pacjent był już w tak dobrej kondycji, że zdecydowano przenieść go na chirurgię, gdzie zrobiono mu czwarty zabieg, w czasie którego usunięto implant, użyty podczas prywatnej operacji przepukliny. Wtedy też pobrano kolejny posiew, tym razem z rany po przepuklinie - okazało się, że i tu wyhodowano enterokoki.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia! Robimy 300 przepuklin rocznie, prawdopodobnie najwięcej w kraju! Dla nas to podstawowy, rutynowy zabieg. Nie zaniedbaliśmy niczego - dr nauk medycznych Jacek Winczakiewicz (doktorat z operacyjnego leczenie przepuklin, praktyka w Niemczech, nostryfikacja dyplomu w USA) jest pewny swego. Stworzone przez niego Prywatne Centrum Chirurgii Winczakiewicz-Borkiewicz zaczynało 10 lat temu od chałupnictwa: wynajmowania szpitalnych sal operacyjnych i adaptowanych pomieszczeń w przedszkolu. Dziś chwali się dobrze wyposażoną salą operacyjną, lśniącymi chromem gabinetami i codziennie pełną poczekalnią w budynku wielkości jednorodzinnego domu. Pokazuje implant, który wszczepił R.: gęstą, białą siatkę z tworzywa sztucznego, wielkości biletu do kina, zamkniętą fabrycznie w sterylnym opakowaniu.
Niezwiązane z operacją?
- Z moszną tego pana wszystko było w porządku. Niewielkie zasinienie i obrzęk były naturalne i łączyły się z zastosowaną przeze mnie metodą operacyjną: "beznapięciowego", delikatnego mocowania tkanek. Dziewięć dni po operacji zadzwoniła do mnie pani R.: jej mąż gorączkował, miał biegunkę i wymiotował. Kiedy przyjechałem do nich do domu pacjent był w ciężkim stanie. Był to efekt niewydolności krążenia w wyniku odwodnienia w następstwie zatrucia pokarmowego. Jego moszna była zmieniona, ale uznałem, że powiększający się obrzęk to także następstwo niewydolności krążenia. Powiedziałem pani R., że mąż powinien iść do szpitala. A ona, że on źle toleruje szpital. Zdecydowała, że poczekają na umówionego kardiologa - relacjonuje. Dlaczego nie zmusił rodziny do wezwania pogotowia? Sam go nie wezwał? Nie krzyczał, nie walił pięścią w stół? - Robimy 8 operacji dziennie: żylaki, przepukliny, tarczyce. Pan R. nie jest moim jedynym pacjentem. Powiedziałem rodzinie, że pacjent może umrzeć. Co więcej miałbym zrobić? - patrzy zdziwiony. Opowiada, że kontaktował się z dr N., który w szpitalu próbował usunąć z moszny R. ropną treść. Miał usłyszeć "to nie jest związane z twoją operacją" i uznał sprawę za zamkniętą.
Oni się mylą?
Miesiąc później musiał zmienić zdanie. - Dostałem list od pana R. z żądaniem odszkodowania za nieudany zabieg. Napisał, że ma dokumenty i świadków. Chciałem zobaczyć te dokumenty, ale odmówił. Rozumiem, że chodzi o dokumentację z jego pobytu w szpitalu i świadectwa lekarzy. Pan R. nie chce uznać, że po operacji przepukliny zapadł na zupełnie inną, niezależną chorobę - przekonuje. Skąd ropa w mosznie, enterokoki, wstrząs septyczny i podnoszona przez szpitalnych lekarzy konieczność usunięcia jądra i implantu? - Oni się mogą mylić! Mogło też mieć miejsce zakażenie szpitalne. Wstrząs? O jakim wstrząsie my mówimy? Pacjent miał biegunkę!
Mąż jest wrakiem
Po ostatniej operacji pan R. był w szpitalu jeszcze tydzień. Do dziś - minęły ponad trzy miesiące - nie odzyskał dawnej kondycji. - Mąż jest wrakiem człowieka, przy najmniejszym wysiłku męczy się i poci. Przedtem lubił działkę, teraz nie jest w stanie nawet na niej posiedzieć, o pograbieniu grządek nie mówiąc - mówi cicho żona. Nadal jeździ do szpitala na zmianę opatrunków, z rany po usuniętym jądrze medycy regularnie ściągają ropną treść. Chce, żeby sprawą zajęła się Izba Lekarska: - Żeby innych nie spotkało to, co mnie.
Każdy może się mylić
Iza Wodzińska
Po banalnej operacji w prywatnej klinice pan Zygmunt omal nie stracił życia - dziś jest schorowanym, cierpiącym człowiekiem. - To ja jestem poszkodowany, bo moje nazwisko zostało oplute! - twierdzi chirurg, który operował.