- Kładź się!
- Ale dlaczego ja?
- Bo jesteś z nas najmniejsza, a mamy targać rannego na tych noszach z zasłony po schodach, więc kładź się, a wy bandażujcie – Gocha była nieubłagana, dyrygowała nami niczym kapral. Dziewczyny zabandażowały mnie „w mumię”, ułożyły na prowizorycznych noszach i ruszyły w dół klatki schodowej naszego liceum. Śmiechu było co niemiara.
Wolałyśmy, kiedy na lekcjach PO coś się działo niż słuchać ciągnącego się jak flaki z olejem wykładu o wyższości Układu Warszawskiego nad NATO; lekcja zawsze zaczynała się musztrą typu baczność/spocznij, a my pod nosem śpiewałyśmy: „My nie chcemy więcej wojny, chcemy żyć życiem spokojnym…”. Taki mały ruch oporu z ostatnich ławek.
Na studiach było „wojsko” – obowiązkowe zajęcia w czwartek od 7 rano; byliśmy „zachwyceni”, tym bardziej że zajęcia prowadzili emerytowani sztabowcy. Ciekawie zrobiło się dopiero, kiedy walnął Czarnobyl, a oni nam pokazywali czujniki promieniowania i uczyli, jak rozpoznawać różne gazy bojowe.
W harcerstwie było znacznie więcej praktyki niż gadki-szmatki: orientowanie mapy, bieg na azymut, pierwsza pomoc (już nie musiałam robić za ranną) czy budowanie szałasu z gałęzi albo rozpalanie ogniska bez zapałek (da się!). Dzisiaj mówi się na to survival, dla nas to był po prostu sposób na wakacje.
Jakieś umiejętności zostały, inne przepadły w odmętach niepamięci z braku ich wykorzystywania. Normalka. Zamiast papierowej mapy mam GPS w samochodzie i mapy Google w telefonie. Lnianych zasłon na oknach chyba nie miałam nigdy, a w szkołach są raczej żaluzje, więc do zrobienia prowizorycznych noszy się chyba nie przydadzą. I obyśmy nigdy nie musieli sprawdzać, że może jednak coś się z nich da zrobić.
Generał w stanie spoczynku Jarosław Kraszewski głośno mówi o potrzebie przywrócenia lekcji przysposobienia obronnego w szkołach, ale od razu zaznacza: byle z głową, a nie nauka o tym, jak koniowi włożyć maskę gazową (pewnie pamięta to z podręczników – były tam takie zdjęcia instruktażowe, a lekcje typu „maski włóż/maski zdejm” należały do najweselszych). Super – tylko kim to zrobić? Moja pani profesor od PO była nauczycielką historii, a te zajęcia prowadziła jako dodatkowe. Ilu dzisiaj nauczycieli chciałoby i wiedziało co i jak? No, proszę – kto się zgłasza?
Robi się poważnie.
Kiedy remontowaliśmy kamieniczne mieszkanie po babci, w kredensie znaleźliśmy dwa metalowe wiaderka: z solą, która zbryliła się na kamień i krochmalem (mąką ziemniaczaną). Z dzieciństwa pamiętam babcię, która kiedy stygł już kuchenny piec, rozkładała na płycie starannie pokrojone kromki chleba. Po co? – pytałam rodziców.
– Wiesz robi takie suchary.
- Przecież są w sklepie – wzruszałam ramionami.
Moja babcia przeżyła dwie wojny.
