Więc Opatrzność pokarała naszych rządzących polityków odbierając im rozum do końca. Tragikomiczne koleżeństwo z ulicy Wiejskiej domaga się powołania kolejnej - Bóg raczy wiedzieć której - komisji parlamentarnej. Tym razem nie śledczej, tylko do zmiany konstytucji.
Pierwszy tę puszkę Pandory otworzył Donald Tusk, bo przyśniło mu się, że Polska ma złą ustawę zasadniczą. Gdyby była dobra - pewnikiem ziściłby się ów cud, zapowiadany dwa lata temu. Trzeba więc szybciutko, najlepiej w pięć tygodni, skrobnąć nową konstytucyjkę, a pozostałe dwa lata będą już pasmem sukcesów.
Mówiąc jednak poważnie - bo rzecz jest bardzo ważna - pomysł zmiany lub choćby gmerania przy konstytucji przy obecnym układzie sił w parlamencie jest niedorzeczny. Poprzednią konstytucję tworzono sześć lat, a uzgodnienie samej tylko preambuły zajęło blisko rok. A chodziło, jak to w Polsce, tylko (lub aż) o dwa słowa "wartości chrześcijańskie". Oczami wyobraźni już widzę kilka tuzinów nawiedzonych posłów chwytających się za łby o gwarancje dla prokuratorów IPN, zakazu in vitro czy państwowych dotacji dla partii. A gospodarka, kryzys, warunki życia? Bez przesady. Parlament wyżywi się sam.
My - nową konstytucją.