Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Kaczmarek: Byłem kilka lat wcześniej mistrzem jesieni i zwolniono mnie

ROZMAWIAŁ DARIUSZ KNOPIK
,
, fot. Paweł Skraba
Rozmowa z Marcinem Kaczmarkiem, trenerem Olimpii Grudziądz.

- Zbliżający się ku końcowi rok sprzyja podsumowaniom. Pan może go chyba zaliczyć do udanych. W debiutanckim sezonie utrzymał pan Olimpię w lidze, a w następnym na półmetku jest liderem. Takie sobie zakładał pan plany przed rokiem?
- Wszystko, co robiliśmy w Grudziądzu zmierzało do tego, by robić postęp. Plany udało się spełnić z nawiązką. Mam nadzieję, że uda się zrobić jeszcze coś lepszego. Przed rokiem zastanawialiśmy się, co zrobić, by ten zespół ewoluował. Wtedy już było pewne zadowolenie, bo byliśmy wysoko w tabeli. Jednak najważniejszy był progres zespołu i nad tym się skupialiśmy.

- Mówił pan o spełnieniu planu z nawiązką. Spytam trochę prowokacyjnie: czy to efekt systematycznej pracy, przypadek, splot sprzyjających okoliczności czy też może coś zupełnie innego?
- Myślę, że w piłce nic nie jest do końca łatwe i czytelne do zaplanowania. Najbliższe prawdy jest powiedzenie o pracy, bo z niczego to się nie wzięło. To efekt pracy grupy ludzi, którzy starają się robić wszystko, by Olimpia z miesiąca na miesiąc była coraz lepsza. Krok po kroku staramy się robić postępy. Nie zachłystywać się tym, co osiągnęliśmy, tylko cały czas myśleć o przyszłości. Głównym czynnikiem jest to, że ludzie chcą robić coś pozytywnego i sumiennie oraz rzetelnie pracują.

- Czy to pierwszy w pańskiej karierze trenerskiej przypadek bycia mistrzem jesieni?
- Był już taki przypadek, kilka lat wcześniej w Pogoni Szczecin. Ale źle się dla mnie skończył (śmiech)...

- ?
- ... po prostu zwolniono mnie. Pracowałem tam pół roku. Jednak zmieniła się koncepcja i mi podziękowano, chociaż do tej pory nie wiem dlaczego, bo moją pracę oceniono pozytywnie. Zwolnienie trafiło mnie jak przysłowiowym obuchem w łeb. Nie było wtedy żadnych racjonalnych argumentów, by się ze mną pożegnać. Nie po to mnie zatrudniano, by po pół roku zwolnić. Jednak tak ktoś sobie wymyślił. Słusznie czy nie, nie mi to oceniać. Jednak to było pewne doświadczenie dla mnie jako trenera. Okazało się, że można być zwolnionym z pierwszego miejsca.

- Wróćmy do Olimpii, bo bliższa koszula ciału. Czy wynik osiągnięty przez pański zespół jest ponad stan czy też kolejny krok ku rozwojowi?
- Ja głęboko w to wierzę, że jest to kolejny krok do przodu. Czy ponad stan? Chyba bardziej jako miła niespodzianka dla wszystkich. Chcieliśmy grać o czołowe miejsca w lidze, ale jesteśmy na pierwszym miejscu i to do czegoś zobowiązuje. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy postrzegani jako faworyt, ale sami sobie na to zapracowaliśmy dobrą postawą przez całą rundę. Sportowo zbliżające się pół roku będzie najtrudniejsze w naszej dotychczasowej karierze. Wierzę, że wszyscy w klubie to zrozumieją i my - okres ogórkowy dla kibiców - spożytkujemy w tym celu, by zrobić kolejny postęp.

- Jeśli powiedziało A, to trzeba powiedzieć B. Jak planuje pan zmienić zespół w przerwie zimowej?
- Ten zespół ewoluował od samego początku jak go objąłem. Jeśli chce się osiągać coraz lepsze wyniki, to trzeba zmieniać słabe ogniwa. Taka myśl przyświeca mi od początku mojej pracy trenerskiej. Tak jest też z Olimpią. Z zespołu, który przejmowałem dwa i pół roku temu zostało kilku piłkarzy. Mam na myśli Koczura, Simsona czy Winieckiego. Z całym szacunkiem nie są to wiodący piłkarze, raczej zmiennicy. To pokazuje skalę zjawiska. Jeśli mają być postępy, to trzeba zespół wzmacniać. Obecna drużyna jest już solidna, co pokazały wyniki jesienią, ale nie możemy spocząć na laurach, bo zmarnujemy wypracowany kapitał. Nie wyobrażam sobie, byśmy w przerwie zimowej nie pozyskali przynajmniej czterech piłkarzy. Trzeba spodziewać się, że ktoś może nas opuścić. Mam nadzieję, że nie będą to kluczowi piłkarze, ponieważ mają długoletnie kontrakty. Jednak trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność. Runda wiosenna będzie niezwykle ciężka. Będą pauzy spowodowane kartkami, być może przytrafią się kontuzje, będą potrzebne roszady w zespole. Dlatego potrzebni są nam trzej, czterej piłkarze, którzy podniosą realnie wartość zespołu. Nie potrzebne są żadne rewolucje, ale trzeba drużynie co pół roku dodawać nowej jakości.

- Czyli przyświeca panu idea, którą stosuje wielu trenerów: że jeśli chcesz awansować, to buduj zespół na wyższą klasę rozgrywkową. Z innej beczki, bardziej osobiste pytania. Zawsze chciał pan zostać trenerem?
- Zawsze chciałem być piłkarzem. Nie wyobrażałem sobie życia obok piłki, bo to jest moja pasja. Wszystko w moim przypadku potoczyło się dosyć szybko. Problemy zdrowotne spowodowały, że szybko przestałem być piłkarzem i skupiłem się na tym, by zostać trenerem.

- Pamięta pan dzień, okoliczności kiedy podjął pan tą decyzję?
- Tak, bo to była dla mnie trudna sytuacja. Z zawodnika ligowego musiałem z dnia na dzień podjąć decyzję o zakończeniu kariery i przekwalifikowaniu się na trenera. Zdałem sobie sprawę, że nie osiągnę jako piłkarz, tego co chciałem. Mogłem się rozdrabniać, ale tego nie chciałem. W tym czasie zapisałem się na kursy trenerskie i zacząłem być po drugiej stronie barykady. Wróciłem do Lechii Gdańsk, mojego macierzystego klubu, który się reaktywował. Tam dostałem szansę prowadzenia dzieci. Jednocześnie grałem na jednej nodze w czwartoligowej Lechii, by pomóc w awansie. W międzyczasie zrobiłem papiery trenerskie. Ktoś zdecydował, że warto postawić na mnie jako trenera pierwszego zespołu i tak to się zaczęło. Sprawy potoczyły się szybko, bo z Lechią wywalczyłem awans do drugiej ligi, ówczesnej pierwszej. Potem była wspomniana Pogoń. Nawet nie wiem jak minęło sześć lat.

- Praca trenera to nierzadko życie na walizkach. Jak panu udaje się pogodzić ją z życiem rodzinnym?
- Wspólnie z żoną Magdą tworzymy takie małżeństwo, które chce pracować i dzięki wspólnej pomocy możemy realizować się zawodowo. To, że codziennie dojeżdżam z Gdańska do Grudziądza w kontekście bycia z rodziną jest pozytywne. Codziennie mogę poświęcić czas dzieciom. Nie jest tak, że widzą mnie raz na jakiś czas. Sam wiem jakie to jest ważne, bo ja sam w niektórych momentach ojca widywałem rzadko.

- Kulminacyjnym momentem 2010 roku były mistrzostwa świata w RPA. Zauważył pan jakieś nowe trendy w futbolu.
- Jeśli chodzi o taktykę, to utwierdziłem się w przekonaniu, że idziemy dobrą drogą. System, który preferuję czyli 1-4-2-3-1 grała większość zespołów, które w RPA odniosły sukcesy. Hiszpanie, to jest inna bajka, bo tworzą ją piłkarze wybitni. Holendrzy od lat mają swój system i go udoskonalają. Warto skupić się na Niemcach, bo oni do sukcesów doszli ciężką pracą. Oczywiście mistrzostwa wykreowały na gwiazdy takich piłkarzy jak Khedira, Ozil czy Mueller. Mistrzostwa pokazały jak ważna jest siła zespołu. Przykładem są Klose czy Podolski. W klubach wiodło im się średnio, a w reprezentacji błyszczeli. Na odwrotnym biegunie byli piłkarze Argentyny, Brazylii czy Portugalii.

- Modne są wyjazdy na trenerskie staże do zagranicznych klubów. Pan się gdzieś wybiera?
- Byłem półtora roku temu na stażu w Feyenoordzie Rotterdam. Takie wyjazdy poszerzają horyzonty i są potrzebne. Planowałem w tej przerwie zimowej gdzieś się wybrać, ale na przeszkodzie stanęły problemy rodzinne. Jednak to jest nieuniknione i na pewno będę z takich możliwości korzystał.

- Gdyby była taka możliwość, to jaką jedną rzecz wziąłby pan od trójki trenerów, których pan najbardziej poważa.
- Od Jose Mourinho podejście i sposób oddziaływania na zespół. To jest przykład człowieka, który harmonijnie dogaduje się z zespołem. Swoim charakterem i rozmową powoduje, że piłkarze idą za nim w ogień. Dyscypliny i klasy taktycznej zazdroszczę Joachimowi Loewowi, trenerowi reprezentacji Niemiec. U Pepa Guardioli podziwiam, że potrafi współpracować z tyloma wybitnymi piłkarzami i że potrafił z nich zbudować zespół, który daleko przed wszystkimi. To nie prawda, że takie zespoły jak Barcelona mogła by prowadzić przysłowiowa teściowa. Właśnie trenowanie takich zespołów jest wielką sztuką, a jeszcze większą jest osiąganie z nimi sukcesów. Nie mówiąc już o pięknie gry. To swoisty piłkarski teatr. Chciałbym w przyszłości pracować z takim piłkarzem, który miałby chociaż połowę umiejętności jak gracze Guardioli.

- No właśnie na koniec: jakie marzenia zawodowe ma Marcin Kaczmarek.
- Staram się twardo stąpać po ziemi i robić krok po kroku w karierze zawodowej. Moim celem jest praca w Ekstraklasie. Widzę znaczący postęp w organizacji naszej ligi od momentu jak sam w niej grałem. Można w niej już realizować swoje pomysły i się sprawdzić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska