Kwaśniewskiemu śniło się jeszcze, że ich człowiek zwycięży i zostanie prezydentem. Zamiast śnić, trzeba będzie się o to bardzo, bardzo postarać, przekonując obywateli wyborców, żeby zagłosowali na Szmajdzińskiego. Tymczasem ważniejsze od snów i marzeń sennych było to, że obok Kwaśniewskiego stanęli nie tylko obecni liderzy lewicy, ale również Leszek Miller i Józef Oleksy. Jeśli oni mają uwiarygadniać kandydata, to proszę bardzo, o wynik jestem spokojny. Wychodzi na to, że jedynym konsekwentnym facetem w tym towarzystwie jest Marek Borowski, którego tam nie widziałem.
Zadziwiającym jest to, że w Polsce - kraju, w którym tak bardzo potrzebna była lewica broniąca ludzi przed wilczym kapitalizmem, Sojusz stracił zaufanie i poparcie. Działacze brnęli w kolejne afery, zajmowali się wyłącznie sobą i w nosie mieli, ilu ludzi ląduje na bruku.
Czy tym razem mamy uwierzyć, że będzie inaczej?