Gdyby nie fakt, że chodzi o życie bardzo wielu ludzi, że chodzi o wojnę - sytuacja byłaby wielce zabawna. Oto niedawno amerykański sekretarz stanu stanął przed całym światem, czyli Radą Bezpieczeństwa i powiedział, że Irakijczycy trzymają broń masowego rażenia w jakichś tirach, albo czymś podobnym. Pokazał nawet na ekranie stosowne symulacje komputerowe. Niektórzy mu uwierzyli, inni - nie. W kilka dni później szef inspektorów Narodów Zjednoczonych przedstawił - tej samej Radzie - raport, z którego wynika, iż Powell jest (bardzo dyplomatycznie rzecz ujmując) w błędzie. Nie minęło zbyt wiele czasu i anglosaski dziennik wczoraj ujawnił, iż gdzieś po Oceanie Indyjskim pływają trzy tajemnicze statki, na których być może są irackie bomby albo zarazki, czyli to czego bezskutecznie szukają ludzie Blixa w piachu irackiej pustyni. "Independent" napisał też, że wywiady brytyjski i amerykański śledzą tych Latających Holendrów, ale boją się wejść na pokład, bo załoga mogłaby wyrzucić ładunek do wody.
Oczywiście: całą te historyjkę mógł wymyslić dziennikarz, który zamiast pisać z sensem non stop ogląda amerykańskie filmy klasy B opowiadające o życiu codziennym komandosów ze służb tak tajnych, iż wiedzą o nich tylko czwartorzędni scenarzyści. Zakładam jednak wariant bardziej ponury: tiry z wąglikiem nie wypaliły, więc teraz przyszła kolej na statki-widma.
Co do mnie to wolę opowieść o świstaku zawijającym czekoladę w sreberka.
Na gorącą
Jan Raszeja
Gdyby nie fakt, że chodzi o życie bardzo wielu ludzi, że chodzi o wojnę - sytuacja byłaby wielce zabawna. Oto niedawno amerykański sekretarz stanu stanął przed całym światem, czyli Radą Bezpieczeństwa i powiedział, że Irakijczycy trzymają broń masowego rażenia w jakichś tirach, albo czymś podobnym.