Co na to ludzie władzy? Premier Tusk i cała jego partia przekonują nas codziennie, że nie jest tak źle, jak się Polakom wydaje. Można nawet pomyśleć, że sytuacja jest pod kontrolą. Ale to mrzonki.
Rząd z tygodnia na tydzień traci kontrolę nad gospodarką i walutą, o ile już jej całkowicie nie utracił. Najważniejsze instytucje państwa toczą się jeszcze do przodu, ale tylko siłą bezwładu. "Będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego, bo to bardzo ważne" - odkrył wczoraj tę genialną prawdę wicepremier Grzegorz Schetyna. I dodał łaskawie, że rząd "cały czas reaguje" na ten światowy bajzel.
A czy Państwo macie poczucie, że ktoś tam u góry stara się załagodzić skutki kryzysu? Ja - na pewno nie. W takiej sytuacji trzeba nadzwyczajnych działań rządu, stworzenia ponadpartyjnej koalicji antykryzysowej złożonej nie z polityków, tylko specjalistów gospodarczych. Bo politycy ciągle bawią się w "paligłupa".
Wczoraj np. Władysław Stasiak ogłosił narodowi, że... ma nadzieję na szybkie spotkanie prezydenta z premierem, gdyż jest kryzys. Oj, łaskawcy, dziękujemy, po co tyle fatygi? Spotkacie się kiedyś w jakimś samolocie.
Amerykanka Barbara Tuchman napisała kilkanaście lat temu książkę "Szaleństwo władzy". Opisuje w niej przedziwne zachowania władców, również demokratycznie wybranych, którzy z własnej nieprzymuszonej woli pakują siebie - a przede wszystkim narody - w ogromne tarapaty. Istotą ich rządów jest okłamywanie społeczeństwa i samooszukiwanie się w nadziei na utrzymanie popularności. W końcu nadmuchana bańka obłudy i bierności zawsze pęka z hukiem. Ale płaci naród.