Tym sposobem niemieckie (a nie żadne "nazistowskie") obozy zagłady stają się powoli, lecz konsekwentnie polskimi obozami pracy. Tak mówią i piszą już Żydzi, Francuzi, Amerykanie, Hiszpanie, a nawet Brytyjczycy. Wczorajszą informację DPA zamieściło kilkanaście innych niemieckich agencji, w tym "Der Tagesspiegel" i "Die Zeit"! Przeczytało ją - w najlepszym razie - kilka tysięcy młodych Niemców.
Daleki jestem od spiskowej teorii dziejów i uprawiania polityki historycznej, ale podejrzewam, że w DPA i innych niemieckich redakcjach pracują sami niedokształceni idioci. Bo tylko tak wytłumaczyć mogę sobie ten błąd.
Niemiecki obóz koncentracyjny w Trawnikach, założony w 1941 roku przeszło około 23 tysięcy więźniów, w większości Żydów, Rosjan i Polaków. Przeżyło niespełna 4500. Najczęstszym sposobem mordowania były "zwyczajne" egzekucje i genialny niemiecki wynalazek - zabijanie spalinami silników ciężarówek.
Kiedy kilka dni temu oburzałem się w tym miejscu na miłującą Polaków i pojednanie Erikę Steinbach, jeden z młodszych czytelników zarzucił mi, że grzebię się bez sensu w przeszłości. Otóż nie. Hitler - podobnie jak bolszewicy - doskonale zdawał sobie sprawę, że kto panuje nad przeszłością, trzyma klucz do przyszłości.
Wczorajszy "błąd" niemieckich dziennikarzy jest haniebny nie tylko dlatego, że popełnili go dziennikarze tego kraju. Jest haniebny i obrzydliwy z tego względu, że autorami są dzieci lub wnuki oprawców, różnych Kumpfów i Schmidtów. Nie "nazistów", nie z "obozów pracy" i nie żadnych "wypędzonych", lecz po prostu - Niemców.