Wszystkie znaki na niebie, ziemi oraz amerykański sekretarz stanu Colin Powell, zdają sią wskazywać, że będziemy mieli nową wojnę. Wypowiedzi Powella o konieczności zmiany rządu w Bagdadzie i o tym, że Stany gotowe są s a m e do tego doprowadzić, zdają się wskazywać, że USA zamierzają dokończyc "Pustynną Burzę" i tym razem ich żołnierze nie zatrzymają się u bram irackiej stolicy.
Od dawna w Waszyngtonie nie ukrywano, że reżim Saddama Husajna jest na liście tzw. nieprzewidywalnych, czyli tych po których spodziewać się można najgorszego. Od dawna oskarżono go o wspieranie terrorystów wszelkiej maści, także i o powiaząnia z bin Ladenem i jego szajką. Tylko, że - jak w przypadku Afganistanu - mało kto miał wątpliwości co do konieczności zbrojnych rozwiązań, a solidarność państw cywilizacji zachodniej nie została ani na moment poddana próbie, tak w wypadku Iraku może okazać się, iż będzie inaczej. Państwa skupione w NATO dotąd w żaden sposób nie wsparły amerykańskiej antyirackiej retoryki, zdaje się że niezbyt chętnie - albo i wcale - gotowe byłyby wysłac do Kuwejtu swoich żołnierzy.
Nie ulega wątpliwości, że rząd bagdadzki nie ma z demokracją nic wspólnego. Nikt nie wątpi, iz Saddam rządzi terrorem i strachem. Przecież jednak podobnych jemu satrapów na świecie nie brakuje a niemożliwa byłaby amerykańska krucjata przeciw nim wszystkim. Jeśli rzeczywiscie wspiera terrorystów, to światu potrzebne są dowody - jasne, nie budzące watpliwości. I przedstawione przed atakiem.
Wojna jest zbyt poważną sprawa aby zostawić ją wojskowym.
Tym poważniejsza, jesliby mieli pojechać na nią Polacy.
Na gorąco
Jan Raszeja
Czy Amerykanie zamierzają dokończyć "Pustynną Burzę" - komentuje Jan Raszeja