Zapewne tak. Na tej największej od początku świata konferencji ponad 50 tysięcy uczestników ze wszystkich krajów globu będzie rozmawiać o sposobach ochrony środowiska i pomocy najuboższym. Na szczycie będą też szefowie państw, premierzy i ministrowie z całego świata.
Nic nie zapowiada jednak, by podjęto jakiekolwiek konkretne ustalenia. Bogate państwa nie mają chęci na przeznaczanie realnej pomocy biednym z dalekich krajów. Chętnie ktoś wyśle nadmiar zboża (o ile ktoś inny zapłaci za transport), ale wyborcy nigdy nie wybaczą politykom, którzy rozwiązują problemy całego świata, a zapominają o własnym kraju. W dodatku głód i nędza nie jest zwykle skutkiem braku pomocy państw bogatych, ale rezultatem czynników wewnętrznych: złych rządów, korupcji, marnotrawstwa i mało efektywnej pracy. Po co zatem zobowiązywać się do pomocy, jeśli istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie zostanie ona prawidłowo wykorzystana? Zamiast zrzucania z helikopterów worków z mąką konieczna jest sensowna polityka wspomagająca elity biednych krajów, które chcą trwale i skutecznie wyciągać swoje narody z nędzy, głodu i poniżenia.
Nie oznacza to jednak, że takie konferencje nie mają sensu. I ta w Johannesburgu, i 10 lat wcześniejsza w Rio de Janeiro zmuszają polityków i środowiska opiniotwórcze do zajmowania się tymi właśnie problemami. Pozwalają wielu organizacjom pozarządowym nie tylko na nawiązywanie kontaktów, ale i na planowanie wspólnych działań. Czy nie ma jednak dla realizacji tych celów tańszych sposobów?
Na gorąco
Roman Bäcker
Czy apel papieża o zaprzestanie niszczenia naszej planety zostanie wysłuchany przez uczestników Szczytu Ziemi w Johannesburgu?