To decyzja bez precedensu. W imię obrony demokracji uderza bowiem w... administrację Busha, prezydenta państwa dumnego ze swej modelowej demokracji. Ale teraz dopiero Ameryka ma powód do dumy! Kosztem samopoczucia kilku prezydenckich prawników, a może i jakiejś ważnej politycznej rozgrywki z udziałem rządu Stanów Zjednoczonych, sąd broni czystości zasad. I klarowności procedur.
To jest demokracja: sąd - nazywany trzecią władzą - strzeże ustrojowego porządku niezależnie od wszystkiego. Nawet od interesu tzw. pierwszej władzy. I to nie pierwszy raz. Wcześniej sąd nie zgodził się na przyznanie prokuraturze generalnej nieograniczonego dostępu do informacji zbieranych przez wywiad. Politycy nie są sędziami, sędziowie nie bawią się w politykę, demokracja nie jest malowana. Takie państwo ma autorytet. I o ten autorytet dba. Przede wszystkim w oczach własnych obywateli. To jest może dla Amerykanów największy powód do dumy z tego, że są Amerykanami. Sądów mogą być pewni, to i swego państwa mogą być pewni.
My też chcielibyśmy być dumni. Wczoraj na największy w Polsce proces karny - przed sądem w Katowicach, w sprawie gangu "Krakowiaka" - na trzynastu wezwanych świadków stawił się jeden. Nie wiem, czy w czymkolwiek zawinił tu sąd, ale tak czy siak autorytetu brak. I nie ma powodów do dumy. Chyba, że na ławie oskarżonych.
Na gorąco
Michał Żurowski
Za zamkniętymi drzwiami demokracje umierają... - napisał sędzia Keith z sądu w Cincinnati, usadniając orzeczenie w sprawie setek utajnionych przesłuchań deportacyjnych w USA.