Wszak błąd statystyczny mieści się w granicach 3 procent, a tu SPD o pół procenta przed CDU-CSU! Ryzyko komentarza usprawiedliwia jednak waga sprawy. Z szacunku dla Czytelników nie będę drobiazgowo wyjaśniał, dlaczego wybory w Niemczech powinny interesować nie tylko Niemców.
Pierwsze nieoficjalne wyniki wskazują, że wygrała SDP - partia kanclerza Gerharda Schroedera. Jeśli się potwierdzą, będą przede wszystkim jego zwycięstwem. Schroeder to może jeszcze nie kaliber Adenaudera, ale ktoś jednak zasługujący na miano męża stanu - polityk przewidywalny. W jego biografii nie ma osiągnięcia tak historycznego, jak obalenie muru berlińskiego, ale jest przywództwo w czasie kto wie, czy nie trudniejszym: wewnątrz już po euforii zjednoczenia Niemiec (ze wszystkimi tego bolesnymi konsekwencjami), a na zewnątrz w skomplikowanych warunkach rozognionej polityki i dotkniętej recesją globalnej gospodarki. Czy to argumenty wystarczające , by Niemcy - nawet doceniając lokalne sukcesy chrzescijańskich demokratów i samego Stoibera w Bawarii - byli w stanie zrozumieć Schroedera i wybaczyć mu niedotrzymanie wielu obietnic z poprzedniej kampanii wyborczej. Nie wiem, ale dopóki nie ma wyników kibicuję Schroederowi.
W ostatnich dniach i tygodniach popisał się znakomitym finiszem, zjednując sobie i swemu urzędowi popularność postawą w sprawie interwencji w Iraku. Ciekawe, że kiedy prezydent USA buduje swój osobisty sukces grą na sprzyjających wojnie emocjach Amerykanów, kanclerz RFN (ryzykując nawet największym od lat pogorszeniem stosunków z Waszyngtonem) odrabia 10 procent do Stoibera nie pchając swego kraju do wojennej koalicji pod dyktando USA.
Takiego sąsiada po drugiej stronie Odry - takich Niemców jak teraz - jeszcze nie mieliśmy. Nie jest powiedziane, że pod nowym gospodarzem musiałoby być gorzej. Tylko po co to sprawdzać, jeśli nie jest żle.
Na gorąco
Michał Żurowski
Pisanie w ciemno o wyborach w Niemczech - pięć minut po głosowaniu - jest zajęciem dość karkołomnym.