I bardzo dobrze, nadmierna wrzawa wokół tej sprawy nikomu do szczęścia nie jest potrzebna.
Pewnie, że rajd polskiego parlamentarzysty na Zaolzie był bezprawny i musiał wywołać protest strony czeskiej. Każde państwo zaprotestowałoby w podobnej sytuacji; nie miałoby wyjścia. Rutkowski nie powinien łapać kur w nie swoim kurniku (nawet jeśli kury są jak najbardziej swojskie). Faktem jest jednak i to, że gdyby trzymano się - stosownej w takim przypadku - litery prawa, to sytuacja wyglądałaby tak: zanim polska prokuratura wystosowałaby stosowne dokumenty do Czechów, nim ci wszczeliby procedurę ekstradycyjną, podejrzany o mord byłby pewnie już znacznie dalej niż w Cieszynie - może tak daleko jak kilku facetów, którzy mieli to szczęście, że Rutkowski akurat nie miał na nich zlecenia. A tak siedzi w ojczystym areszcie, w którym - mam nadzieję - doczeka procesu i wyroku.
Więc detektyw wyręczył kilka zapracowanych instytucji po obu stronach granicy na Olzie, co powinno zostać uznane za okoliczność łagodzącą. Poza tym okazał się nad podziw skuteczny - to też plus dla niego. Wreszcie: spełnia rosnące społeczne zapotrzebowanie na Brudnych Harrych, którym się udaje.
Na gorąco
Jan Raszeja
Minister spraw zagranicznych Czech powiedział, że incydent z udziałem posła Rutkowskiego nie naruszy dobrych stosunków między obydwoma państwami.