W Polsce do historii przeszło np. słynne głosowanie generałów podczas obiadu drawskiego, na którym głównym daniem była władza dla prezydenta Lecha Wałęsy i jego ludzi. Nietuzinkowo zachowywał się też generał Tadeusz Wilecki, który manifestacyjnie odszedł z armii i założył cywilną organizację... ratowania Wojska Polskiego. Ruch padł, a Wilecki postanowił zostać prezydentem RP.
Prezydentem, na szczęście tylko Szczecina, zamierza zostać pułkownik Chwastek, który chciał stworzyć coś na kształt rad żołnierskich. Głosowałyby one czy szefowie mają rację, czy też nie. Inicjatywa upadła, więc skrzywdzony pułkownik zrzucił mundur. Jeszcze wcześniej asystent wiceministra obrony, niejaki Farmus, został zdjęty przez śmigłowiec z promu (do Szwecji) z tajnymi materiałami. No i teraz dochodzi - tak twierdzi tygodnik "Wprost" - do buntu ośmiu generałów Sztabu Generalnego!
Być może to tylko wierzchołek góry lodowej wieloletniego bałaganu pod nazwą Ministerstwo Obrony Narodowej. Jego wiceszef Janusz Zemke sam przyznaje, że w naszej armii zbyt często zdarzają się "chore sytuacje". Więc czas najwyższy, by doszło do buntu ministra obrony Jerzego Szmajdzińskiego. Bo armia jest sprawą zbyt poważną, by zostawić ją w rękach generałów.
Na gorąco
Jacek Deptuła
O tym, że wojsko jest specyficzną, nieco dziwaczną instytucją, wiedzą nie tylko czytelnicy "Dobrego wojaka Szwejka" i "Paragrafu 22".