O podstawowej zasadzie solidaryzmu europejskiego mówi się jednak niewiele, kiedy nadszedł czas sięgania do portfeli. Niemcy - nasz największy podobno adwokat - nie zamierzają zgodzić się nawet na warunki zaproponowane Polsce przez Danię. Tradycyjnie egoistyczna Francja nawet nie udaje, że chciałaby, ale nie może. Wielka Brytania, największy amerykański lotniskowiec w Europie, wydaje górę pieniędzy na przygotowania zbrojne do irackiej operacji. Nie dostrzega więc takich drobiazgów, jak zjednoczenie kontynentu, bo - ostatecznie - w Europie Środkowej nie ma już dyktatorów. A ze skutkami wojny światowej Zachód uporał się wiele lat temu.
Jest oczywiste, że Unia to nie bankomat dla leniwych i ubogich. Wiadomo, że Wspólnota nie jest organizacją charytatywną - żeby coś dostać, trzeba też dać. Jednak trudno mi zrozumieć sknerstwo wielkich tej Europy, skoro sam komisarz do spraw rozszerzenia Guenter Verheugen mówi o dwóch miliardach euro rezerwy dla kandydatów. Kiedy przed laty rozpoczynaliśmy rozmowy o członkostwie, słyszeliśmy, że dostaniemy wędkę, a nie ryby. Wygląda jednak na to, że wędzisko będzie gorsze od innych, a przynęta - trudna do przełknięcia.
Wierzę jednak, że to tylko unijne grymasy przed 13 grudnia.
Na gorąco
Jacek Deptuła
Kochajmy się jak bracia, rachujmy jak Żydzi - tak najkrócej podsumować można dorobek ostatnich rozmów przed historycznym aktem rozszerzenia Unii Europejskiej.