Ledwo rozwiązano - zapewne na krótko - sprawę dotacji dla kopalń, na ulice wyszli hutnicy Częstochowy. Domagają się dofinansowania z budżetu, by utrzymać kilka tysięcy miejsc pracy. A w trakcie wczorajszej blokady hutników Walny Zjazd NSZZ Solidarność kolejarzy Śląska przekształcił się w Komitet Strajkowy. Pracownicy zbankrutowanych PKP żądają kilku miliardów dotacji z budżetu. I wprowadzenia - to kuriozum na skalę europejską - "ustawy o obowiązku dokonywania przewozu osób (sic!) i towarów drogą kolejową wszędzie tam, gdzie istnieje droga kolejowa". Wszyscy żądają pieniędzy, bo one się podobno należą jak chłopu dotacje.
Problem w tym, że filozofia polskiego ministerstwa finansów zaczyna być niebezpieczna: jeśli rząd dał pieniądze stoczniowcom i obiecał górnikom, to należy się hutnikom. Jeżeli dotację otrzymają hutnicy - zastrajkują kolejarze. A jak znajdzie się na dofinansowanie PKP - zabraknie dla samorządów, kas chorych, budżetówki, emerytów i tak w koło Macieju...
Jeśli lewicowy rząd chce przetrwać do końca kadencji, to mu czas się niezwykle filcuje. Premier musi natychmiast zakończyć świętowanie unijnego sukcesu i zacząć sprzątanie własnego podwórka. Bo kto inny i dużo później wprowadzi nas do Unii Europejskiej.
Na gorąco
Jacek Deptuła
Ledwo udało się zażegnać groźbę wybuchu zamieszek w Ożarowie, omal nie doszło do strajku generalnego w górnictwie.