Nie ma znaczenia, czy w proteście taksówkarzy uczestniczyło w Warszawie ponad tysiąc samochodów czy aż dwa tysiące. Tak czy inaczej to bardzo rozdrobnione środowisko wykazało znaczącą zdolność do wspólnej obrony swoich interesów. O ile pomiędzy korporacjami a pojedynczymi taksówkarzami istniał stan wyraźnej niechęci, to teraz wystąpili oni wspólnie. Minister finansów potrafi zjednoczyć nawet wielkich przeciwników.
Protest ten polega nie tylko na wyrażeniu zrozumiałego niezadowolenia z powodu konieczności wydania kilku tysięcy własnych złotych na kasy fiskalne. Mało kto lubi wydawać własne pieniądze na spełnianie cudzych żądań. Gdyby te ostatnie były jednak sensowne, to zapewne protestów by nie było. Tymczasem taksówkarze twierdzą, że te same funkcje spełniają też nowoczesne taksometry, a Unia Europejska nie wymusza takiego rozwiązania, jakie narzuca taksówkarzom Grzegorz Kołodko. Tym samym na tym zarządzeniu tracą wszyscy (w tym i podatnicy), a zyskują jedynie producenci kas. Durnemu prawu też trzeba się podporządkować, mawiali starożytni Rzymianie. Nie wiedzieli jednak, że prawo całego państwa będzie dbało o interesy kilku firm i to kosztem ogółu społeczeństwa.
Prawo w Rzymie było przestrzegane również dlatego, że za nim stała ogromna siła imperium. Tymczasem w tym przypadku ministerstwo już raz wykazało słabość przesuwając termin wprowadzenia kas o pół roku. Teraz przesunęło decyzję o tydzień. Cały czas wykazuje, że jest słabe i ulega naciskom. Kto silniej huknie, zatrąbi, bardziej zdecydowanie przekona, ten ma większe szanse na przychylność ministra od państwowych pieniędzy. Jest to wspaniała zachęta do następnych protestów. Słabemu każdy na plecy wskakuje.
Wielkość protestu taksówkarzy nie ma w tej sytuacji większego znaczenia. O wiele poważniejszym problemem jest ministerstwo - słabe, bezrozumne i sprzyjające prywacie.
Na gorąco
Roman Bäcker
Tak czy inaczej to bardzo rozdrobnione środowisko taksówkarzy wykazało wczoraj znaczącą zdolność do wspólnej obrony swoich interesów.