Sobotni pięciogodzinny telewizyjny teatr literatury faktu zafundował nam emocjonujący I akt sztuki pt. "Wielce Szanowna Komisja". Autorem pierwszej części komediodramatu, jego reżyserem i głównym bohaterem jest Adam Michnik, polityk nazywający siebie skromnie dziennikarzem. Brawurowa gra szefa "Wyborczej", jego erudycja i zdolności aktorskie oraz błyskotliwy scenariusz przytłumiły drobną wadę wymowy. Mimo pewnych dłużyzn (wynikających z fatalnej obsady parlamentarnych statystów) to się naprawdę nieźle oglądało.
I akt "Wielce Szanownej Komisji" odsłonił kulisy polskiego życia politycznego pierwszych lat nowego wieku: chorego, splątanego siecią tajemniczych interesów, powiązanego z biznesem, pełnego żądzy władzy i wpływów. Sztuka pokazała też panoramę wzruszającej symbiozy rządzących lewicowych polityków z kryształowym etosem sprzed lat. Potwierdziła też, że "Wyborcza" - wbrew zapewnieniom Michnika - nie kieruje się w pierwszym rzędzie dobrem publicznym, ale własnym.
Z niecierpliwością czekam na kolejne akty, szczególnie ten z Lwem Rywinem w roli głównej. I choć strzelba nadal wisi na frontowej ścianie salonu, wątpię, by w końcu wystrzeliła.
A mówiąc serio: chyba nie jesteśmy do końca świadomi, że instytucja parlamentarnej komisji śledczej, jeszcze nieopierzona, jest największym zwycięstwem polskiej demokracji ostatnich lat. Kurtyna poszła w górę i nie możemy pozwolić, by ją ponownie opuszczono
Na gorąco
Jacek Deptuła
Sobotni pięciogodzinny telewizyjny teatr literatury faktu zafundował nam emocjonujący I akt sztuki pt. "Wielce Szanowna Komisja".