Ale się zrobiło nerwowo. I jak szybko! Jeszcze w piątek wieczorem: "panie Donaldzie", "panie Jarku i "mów mi Donku", a w sobotę i wczoraj: "koryto", "rabunek", "bydło", "hołota". I jeszcze "układ" to pod adresem już nie tylko PO i LiD, ale także PSL. Komu się zdawało, a przyznaję, mnie także, że ta kampania jest spokojniejsza niż należało przewidywać, ten musi zmienić zdanie. A wszystko przez Tuska.
Co mu szkodziło pogodzić się z rosnącymi notowaniami PiS i charyzmą samego premiera czyniącą go niezwyciężonym? Co mu strzeliło do głowy zabierać do studia publiczność, na którą będzie można potem zwalić winę za porażkę Kaczyńskiego?
Nie mógł Tusk wziąć na sekundantów ludzi tak obiektywnych jak Szczypińska i kulturalnych jak Kurski? Nie mógł pozwolić się jeszcze trochę upokorzyć, posłużyć za worek bokserski, a w końcu zgodnie z prognozą dworu Kaczyńskiego i dla dobra państwa, oczywiście - dać się znokautować? Cóż, przez tę swoją "nadmierną ambicję" (premier miał rację, jak zawsze) widać nie mógł. Ale po co wplątywał w to jeszcze biedne PSL? I po co zadawał tyle szczegółowych pytań? Żeby premiera nagabywać o cenę ziemniaków i jabłek! Nie dość, że wziął Tusk ze sobą do studia "bydło", to jeszcze się zachowywał jak w zieleniaku. I myślał (podobnie jak większość "hołoty" odpytanej przez ośrodki badania opinii), że jest górą. Oczywiście wygrał premier, co natychmiast ogłosił ("Tusk nie miał nic do powiedzenia"), potwierdzając swą wiarygodność i zdolność trafnej oceny rzeczywistości. Tyle że zaraz jakiś nerwowy się zrobił.
I właśnie dlatego pobrzmiewają jeszcze i w tym komentarzu echa piątkowej debaty. Bo kampania wchodzi dziś na ostatnią prostą. Jeśli Kaczyński tak napastliwie zareagował na własną wygraną, to co będzie jeśli tuż przed metą zauważy, że rywal jest już przed nim? Jakich oskarżeń, jakich chwytów użyje PiS, by nie oddać koryta? Trzeba się spodziewać, że wszystkie chwyty będą dozwolone. Dla dobra Polski, oczywiście.