Górnictwo to bodaj jedyna branża polskiej gospodarki, w której możliwy jest jeszcze strajk generalny. Nie będzie go w stoczniach, nie będzie w branży metalurgicznej, nikomu też nie wpadnie do głowy, by straszyć strajkiem generalnym w przemyśle motoryzacyjnym. Zostali tylko górnicy, ostatni przedstawiciele wielkoprzemysłowej klasy robotniczej. Są silni i mają świadomość tej siły. Ale czy dobrze ją wykorzystują?
To prawda: górnicy nie tworzyli planów monokultury węglowej, górnictwo to ciężkie zajęcie, ale dość chyba dopłacania przez resztę Polaków do każdej tony czarnego, drogiego złota. Czy głodny pracownik z Ożarowa lub redukowany robotnik zakładów odzieżowych w Szczecinie nie ma prawa do tak ogromnego parasola ochronnego, jak górnik? Tym ludziom nawet się nie śni, by otrzymać 40-tysięczną odprawę - wystarczyłaby pięćsetzłotowa zapomoga.
I Andrzej Lepper nie byłby sobą, gdyby nie zabrał głosu w obronie górników. Nagle, wczoraj odkrył Śląsk - krainę nędzy i rozpaczy: "Z czego ci ludzie będą żyć?" - pyta dramatycznie. Będą żyć tak, jak siedem milionów Polaków, żyjących od kilku lat na skraju nędzy. Tylko nie sposób ich skrzyknąć, by zarządzić strajk generalny.
