Nie znalem wtedy wyników badań, z których wynika, ze dwie doby referendalne to więcej o 8, może nawet 9 procent glosujących.
Teraz myślę, że tak jak Paryż wart jest mszy, tak ważność referendum w sprawie naprawdę najważniejszej dla mojego kraju warta jest dwudniowego maratonu.Jeśli naprawdę ułatwi to miłośnikom weekendowych wyjazdów na działki, fanatykom niedzielnego wędkowania, telewidzom nie mogących oderwać wzroku od ekranu, zaskoczonym niezapowiedzianym przyjazdem cioci, do poświęcenia kilkunastu minut na poczucie się obywatelem - niech będa dwa dni. Jeśli dzięki nim ludzie znajdą czas aby, raz wreszcie, o tym jaka ma byc Polska postanowić sami, aby nie było tak jak często bywało dotąd, że o ich życiu, przyszłości ich dzieci decydował ktoś inny - niech referendum trwa dwa dni. Jeśli zechcą przestać grać wygodną rolę bezwolnych, ubezwłasnowolnionych, za których myślą ONI, więc i ONI są za wszystko odpowiedzialni - niech to będzie sobota i niedziela, albo niedziela i poniedziałek. Jeśli jest szansa, że będzie to jedyne polskie referendum, do którego pójdzie więcej aniżeli połowa tych, którzy pójść mogą - niech się ono ciągnie i tydzień.
Jeśli niedziela koniecznie musi być dla nas, to niech chociaż sobota będzie dla Polski.
