W latach 80-tych Polska sprzedawała za granicę broń wartości 1,1 mld dolarów rocznie. W ostatnim roku rządów Jerzego Buzka wartość naszych kontraktów zbrojeniowych wynosiła... ok. 20 mln dolarów. Z rynków zbrojeniowych wypierały nas nawet Bułgaria i Rumunią. Podpisany kilka dni temu kontrakt z Malezją jest wart 300 mln dolarów. To naprawdę dużo zważywszy na mizerię poprzednich lat.
Jednak tak naprawdę Polska zarobi na modernizacji sprzętu wojskowego Indii. Wczoraj, podczas oficjalnej wizyty w Dehli, premier Leszek Miller podpisał umowę z rządem tego kraju. Będziemy modernizować indyjskie czołgi i wozy bojowe za prawie - jak się szacuje - miliard dolarów! Chodzi o wymianę silników oraz nowoczesne systemy naprowadzania broni pancernej.
Trudno przy tym ukrywać, że Polska "wygrywa" na konflikcie indyjsko-pakistańskim. Pakistan bowiem ma na swoim uzbrojeniu czołgi i wozy bojowe większej mocy i nowocześniej wyposażone aniżeli Indie. Cóż, takie są reguły gry w handlu bronią i nikt tego nie zmieni. Szkoda, że trzeba było dziesięciu lat, by polski rząd to zrozumiał.
Z Indiami podpisaliśmy też umowę dotyczącą wspólnych badań w dziedzinie wojskowości. To kolejny plus: przestajemy eksportować stal w formie czołgów, a zaczynamy zarabiać na technologiach. Czyli na myśleniu.
