Miasto pięknieje... i brzydnie. Ruiny na Szpichlernej są przykładem, że brzydota może wpisać się w krajobraz miasta na lata.
To choroba,
która toczy wiele miejsc na włocławskiej starówce, ale nie wszędzie jest tak, jak tu, gdzie straszą sterty śmieci, resztki murów. Księżycowy krajobraz. Nawet zieleń, która przebija się przez zwalone cegły, nie jest w stanie ukryć brzydoty tego miejsca.
Historia, także ta bardzo odległa udowadnia, że przed wielu, wielu laty z czystością i porządkiem w naszym mieście "... różnie to bywało" - jak pisał Zdzisław Arentowicz w znakomitym przewodniku "Z dawnego Włocławka". Oto niejaki Oskar Flatt w roku 1854 w książce "Brzegi Wisły" polecał podróżującym statkiem Włocławek jako miasto " mile w oczy wpadające czystością".
Jednocześnie zachowały się dokumenty, m.in. z listopada roku 1850, w których naczelnik powiatu wytyka prezydentowi miasta (sic!) iż: ...dół na ulicy Gęsiej koło mydlarni, mimo kilku poleceń, zasypany nie jest, albo ...ulica Królewiecka na rogu Żabiej na samym środku zawalona kamieniami, a ulica Cyganka założona drewnem... Ciągle też wypominano obywatelom
"ciężkie fetory"
w podwórkach, nagabywano, by wywozili nieczystości, tynkowali domy, brukowali przejścia przy domach i usuwali błoto...
O Szpichlernej (zwanej wówczas Śpichlerną, Śpichlerową a jeszcze wcześniej - Śpiklerną) dokument milczy. Pewnie była wówczas zwykłą, taką sobie ulicą w pobliżu Wisły. Nie straszyła, jak dziś?
