https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Najtrudniej wymyślić najprostsze rzeczy

Liliana Sobieska
Liliana Sobieska
Rozmowa z Andrzejem Borucem motolotniarzem z Wierzchowni

- Co widać z lotu ptaka, z perspektywy człowieka lecącego motolotnią?

- Zależy, co kto chce zobaczyć. Przede wszystkim lecący w powietrzu człowiek ma poszerzony widnokrąg. Jeśli jest ładna przejrzystość powietrza widać bardzo dużo. I tak z lotniska w Chrcynnem, podwarszawskiego lotniska aeroklubowego z którego wylatujemy widzimy Warszawę jak na dłoni, łącznie z najważniejszymi budowlami typu Pałac Kultury, okoliczne wieżowce. Bywa i tak, że z poziomu gruntu powietrze jest klarowne, a u góry nie zawsze jest tak samo.

- Jakie warunki pogodowe muszą zaistnieć, żeby motolotniarz mógł spokojnie pofrunąć w powietrzu?

- Ważna jest siła wiatru. Zgodnie z przepisami można latać przy prędkości wiatru do dziesięciu metrów na sekundę. Nie lata się w pogodę burzową, kiedy pojawiają się silne, niebezpieczne turbulencje. W deszczu teoretycznie latać można, choć przyjemne to nie jest. Bywa, że jak kto się uprze to i zimą także może latać. Trzeba ubrać specjalny kombinezon wiatro i mrozoodporny. One nie przepuszczają zimnego powietrza a jednocześnie oddychają.

- Załóżmy, że motolotniarz wylatuje przy dobrej pogodzie. Za jakiś czas okazuje się, że nagle się zmienia i trzeba gdzieś wylądować...

- Pogoda zmienną jest jak kobieta... Rano - wesoła i uśmiechnięta, wieczorem potrafi przylać. Obowiązkiem każdego latacza jest wcześniejsze sprawdzenie prognozy, komunikatu lotniczego. Zwykle ściąga się ją z internetu. Także dzwoni się na lotnisko na Okęciu, gdzie dyżurny meteorolog zapowiada warunki pogodowe. Te prognozy zwykle są miarodajne, bo aktualizowane co kilka godzin. Ale bywa i tak, że chmury burzowe zbierają się w przeciągu godziny.

Dla motolotniarza najniebezpieczniejsze są nagłe burze. Wpadnięcie w burzową chmurę, kumulonimbusa jest straszne. Wtedy szybkość wiatru dochodzi do czterystu kilometrów na godzinę, występuje oblodzenie i pada grad. W takiej chmurze jest bardzo zimno. Ona swoim wierzchołkiem potrafi sięgać aż do stratosfery, odległej od ziemi o jedenaście kilometrów! Takie sytuacje są śmiertelnym zagrożeniem dla lotniarzy.

- A panu zdarzyło się przeżyć jakąś mrożącą krew w żyłach przygodę?

- Chwalić Boga nie i mam nadzieję, że tak zostanie. W ogóle jak do tej pory żadnych dziwnych i niespodziewanych przygód powietrznych nie miałem. No, może czasami przyszło lądować na jakiejś nieprzewidzianej łączce.

- Lepiej latać samemu czy z pasażerem?

- Zdecydowanie z pasażerem, choć często latam sam. Pasażer nie ma wpływu na sterowanie i dobrze. Drugi człowiek w motolotni dociąża sprzęt, który wtedy jest mniej podatny na ruchy powietrza. Tak więc pasażer spełnia w jakimś sensie rolę sympatycznego balastu.

- Ale jeśli ten drugi jest bardzo ciężki, gruby?

- Kiedyś miałem taką sytuację. Pewna firma wynajęła mnie do przelotu w pewnym panem. On był niezmiernie napalony na latanie, choć był niezwykle dużych gabarytów. Powiedział, że waży sto piętnaście kilogramów, wyglądał na więcej. Spod zapiętych pasów dołem wypłynął mu brzuch. Ledwo z nim oderwałem się od ziemi. Po wylądowaniu gość przyznał się, że waży piętnaście kilo więcej... Jest zasada, że sprzęt plus załoga nie może przekraczać czterystu pięćdziesięciu kilogramów. Sama motolotnia waży około dwieście kilogramów.

- Lepiej się lata z panami czy paniami?

- No, oczywiście z kobietami! Są odważniejsze. I tak często towarzyszy mi bratowa, a brat ciągle wynajduje powody żeby nie polecieć. Może kobiety mniej się boją, bo nie zdają sobie sprawy czym taka przyjemność grozi.

- Ale pasażerami bywają nie tylko ludzie...

- Także zwierzęta. Latam z moim ukochanym pieskiem, Mikusią. To jak do tej pory jedyny w Polsce pies, który lata motolotnią. Na naszym podwarszawskim lotnisku cieszy się ogromnym prestiżem. Do końca nie wiem, czy jej to sprawia przyjemność. Ale wiem, że ona tak kocha swojego pana iż gotowa jest być ze mną w każdej sytuacji. Jej obecność w kabinie budzi wielkie zainteresowanie obserwujących nas z ziemi ludzi.

- Gdzie pan najczęściej lata? Jaka była najdłuższa podróż powietrzna?

- Najczęściej latam dość blisko lotniska, nad Zalewem Zegrzyńskim. Ale kiedyś jednego dnia musiałem pokonać trzysta kilometrów. No i jedna z moich ulubionych tras Warszawa - Wierzchownia, choć nie do końca, bo lądowisko mam w pobliskim Okalewku. Łącznie jest to sto cztery kilometry. Z wiatrem w plecy leci się pięćdziesiąt minut. Pod wiatr nawet dwie godziny.

- Każdy może być motolotniarzem?

- Jeśli jest zdrowy, nie ma lęku przestrzeni. No i jeśli ma odpowiednio zasobny portfel. Jest to dość kosztowny sport. Najdroższy jest sprzęt i szkolenia. Takie powietrzne prawo jazdy kosztuje dziesięć tysięcy złotych. Ale kiedy człowiek jest bardzo zdeterminowany, potrafi pokonać wiele trudności. I wcale nie muszą to być wyłącznie mężczyźni. Znam cztery panie, licencjonowane, bardzo dobre pilotki. Kobiety niczym nie ustępują mężczyznom. No i nie ma tutaj żadnych limitów wiekowych. Nie można tylko mieć strachu przed wielkimi, otwartymi przestrzeniami.

A krajobrazy jak połacie lasu w Górznieńsko - Lidzbarskim Parku Krajobrazowym, to dopiero piękny widok z powietrza! Samo Górzno też ładnie się prezentuje na tle krajobrazu. Wasze pejzaże są bardzo urozmaicone.

- Co pomyślałby sobie mityczny Ikar, gdyby zobaczył w powietrzu taką motolotnię?

- Chyba by się nieco wkurzył. Tyle się namęczył, nakleił tych skrzydeł i ostatecznie niewiele mu z tego wyszło. A tu takie coś lata. Tak to jest, że najtrudniej wymyślić najprostsze rzeczy...

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska