Zupełnie blado przy tym festiwalu przyszłej wszechogarniającej nas szczęśliwości wypadła "moc PSL" czy podskoki Zjednoczonej Lewicy. Bo walka idzie między dwiema partia na "P". Od tej literki zaczyna się też słówko "plemię" i w tym chyba kryje się jedyna różnica między PO i PiS. To dwa różne plemiona, przez złośliwość losu i geografii zamieszkujące równinny dosyć kraj między Odrą i Bugiem. Plemiona wzajem się nienawidzące, choć co niedzielę wznoszące modlitwy do tego samego Boga, w tych samych świątyniach (chyba nawet podczas tych samych nabożeństw, ale tu nie jestem pewna, bo może być i tak, że gdzieś zwolennicy PO chodzą do kościoła na godz. 9, a ci od PiS na godz. 11), ba odwołujące się do tych samych symboli i próbujące omotać teraz tych, którzy jeszcze nie odkryli w sobie przynależności plemiennej bądź zastanawiający się, czy aby nie warto zmienić dotychczasowy matecznik.
Walka więc idzie na całego, a że przed nami jeszcze 40 dni tego festiwalu, strach się bać, co jeszcze usłyszymy, czym kto kogo będzie chciał przelicytować. Gołym okiem widać, że to wyborcza hucpa, ale - niestety - iluś z nas da się na to nabrać, iluś uwierzy, że tym razem to oni naprawdę chcą zrobić dobrze i żeby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się lepiej; że teraz damy radę i wreszcie zajmiemy należne nam miejsce w historii tego kawałka świata, że ...
No to podpowiadam co jeszcze można obiecać: zanik odcisków na małych palcach u stóp i cellulitu na lewym udzie po 50-tce albo deszcz tylko w nocy...
Niech każdy coś dopisze. Bo gdy politycy mówią, że załatwią, to na pewno mówią.