Na pewno temperatura debaty byłaby gorętsza, gdyby dopisali Andrzej Mielke z Chrześcijańskiego Ruchu Społecznego i Jacek Kowalik z SLD. Ale obydwaj nie przyszli, a w oświadczeniu tego ostatniego na antenie Radia Weekend pobrzmiewały dość agresywne tony wobec burmistrza Arseniusza Finstera, z którym Kowalik do czasu wyjaśnienia tzw. afery samochodowej nie chce mieć do czynienia.
Formuła spotkania, przy mizernym udziale publiczności, była taka, że każdy z kandydatów miał trzy minuty na autoprezentację. Dolny podkreślił w niej, że Arek (czyli burmistrz Chojnic - przyp. red.) miał wpływ na rozwój Chojnic, a jemu pozostała tylko rola obserwatora. - Mam jednak nadzieję, że ona się teraz skończyła - mówił. - Wszystko zawdzięczam Chojnicom - stwierdził Finster.
Złota rybka
Potem na przemian zadawali pytania Roman Guzelak, szef Promocji Regionu Chojnickiego i Argymir Iwicki, naczelny "Czasu Chojnic". Ale nie sprawili większego kłopotu odpowiadającym, bo pot nie spływał im na kołnierzyki ani nie prosili o czas na zastanowienie się. Nie gimnastykowali się ani z odpowiedzią, co zrobić, żeby chojniczanie nie wyjeżdżali za granicę, ani z wymienieniem najważniejszych inwestycji na kolejne lata. Finster był bardziej konkretny, Dolny - uciekał się do ogólników, bo, jak sam przyznał, samorządowa materia to dla niego nowość. Guzelak zapytał o trzy życzenia kandydatów do złotej rybki i Dolny stwierdził, że miałby marzenie, aby lewica połączyła się z prawicą. - Bo Chojnice nie są ani czerwone, ani zielone - wywodził. - Są nasze i wszyscy musimy dla nich pracować. Kandydat WFS marzy też, by w Chojnicach odbyły się kiedyś mistrzostwa świata w piłce nożnej, a także o tym, by szczęśliwie zakończyć budowę obwodnicy. Jego kontrkandydat prosiłby złotą rybkę, by ludzie byli szczęśliwi i żeby w mieście nie było patologii, a także, by powstała koalicja na rzecz Chojnic.
Czy to powtórka z komuny
Nieco zamieszania narobił Zbigniew Reszkowski z Chrześcijańskiego Ruchu Samorządowego, który domagał się, by można było zadawać pytania z sali, a gdy mu nie pozwolono, nakrzyczał na takie praktyki: - To nie jest demokracja - oburzał się. - To mi przypomina komunę.
Więcej szczęścia miał Błażej Mikołajewski, który bez przepychanek zdołał zapytać, na kogo ma głosować. - Bo nie wiem - wyznał. - Panowie się prawie we wszystkim ze sobą zgadzają, a ja bym chciał wiedzieć, jakie są między wami różnice.
Dolny stwierdził, że jakieś są, począwszy od wagi, skończywszy na tym, że jednak ma inną wizję funkcjonowania ratusza, miejskich spółek i procedur konkursowych. A Finster dodawał, że Dolny jest otwarty i sympatyczny, a on nie zawsze. - Pewnie jednak inaczej byśmy działali - podsumował.
Zaiskrzyło tylko raz
Po debacie Finster obdarował wszystkich uczestników pamiątkowymi medalami, które wybił ks. proboszcz Jacek Dawidowski. A potem był już czas dwóch kandydatów do sejmiku wojewódzkiego. Bo trzeciego - Stanisława Kalinowskiego - z nieznanych powodów zapomniano zaprosić.
Piotr Stanke z WFS i Leszek Bonna z Platformy Obywatelskiej także nie wzięli się za łby. Zaiskrzyło tylko wtedy, gdy pytający wzięli na tapetę trudny temat wyjazdów do orzecznika w Słupsku. Ale nie między kandydatami. - Nie ma po prostu takiej możliwości, żeby oddział ZUS powstał w Chojnicach - stwierdził Stanke. - Nasi posłowie mogli przekonywać w swoim czasie, że trzeba coś tu zmienić, bo to skandal, żeby chorzy ludzie musieli w takich warunkach spotykać się z lekarzem.
- W ogóle chojniczanie nie powinni nigdzie jeździć - mówił Bonna. - Mamy tak silne lobby parlamentarne, że powinniśmy ten problem rozwiązać po myśli pacjentów.
Pustki, pustki
Pomysł WFS, by pokazać, jak radzą sobie pretendenci do foteli z trudnymi pytaniami, tylko po części wypalił. I to nie tylko dlatego, że nie przyszli wszyscy kandydaci. Także dlatego, że trudno było w domu kultury wypatrzeć przeciętnego Kowalskiego z ulicy. Siedzieli tam głównie członkowie komitetów. - Ale to nieprawda, co mówią w radio, że na piśmie nasi musieli zadeklarować, że wezmą udział w tym spotkaniu - mówi Kazimierz Fortuński, pełnomocnik komitetu Arseniusza Finstera. - To jakaś bzdura. Jeśli Jacek Kowalik w tak mało istotnej sprawie mija się z prawdą, to co myśleć o innych jego wypowiedziach?