MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ochrona absolutna

Dariusz Knapik
Szefowi grudziądzkiego urzędu pracy udowodniono wielokrotne łamanie prawa. Akta utknęły jednak głęboko w szufladzie, aż do czasu, gdy sprawy się przedawniły.

     Wkrótce miną już trzy lata od opublikowania artykułu "Praca ludzi wzbogaca", w którym wykazaliśmy, że walka z bezrobociem to całkiem przyjemne i dochodowe zajęcie, choć, niestety, tylko dla wybranych. Tak było przynajmniej w Grudziądzu, gdzie Powiatowym Urzędem Pracy od lat kierował Adam Lewicki.
     W mieście dotkniętym wówczas najwyższym w regionie bezrobociem wąska grupa firm miała w praktyce monopol na tanich robotników interwencyjnych czy preferencyjne pożyczki na nowe miejsca pracy. Wiążące się z tym zobowiązania pozostawały często na papierze. Z kolei inne spółki regularnie wygrywały przetargi na szkolenie bezrobotnych.
     Prezydent kryje kierownika
     
Po naszym artykule ówczesny prezydent Grudziądza, Bożesław Tafelski wysłał do Powiatowego Urzędu Pracy kontrolę z ratusza. Po miesiącu władza ogłosiła oficjalnie, że zarzuty zostały przez "Gazetę" wyssane z palca, a rewizorzy wykryli tylko "drobne uchybienia formalne". Ale artykuł trafił też na biurko ówczesnego ministra pracy. W lipcu 2001 roku do grudziądzkiego PUP zjechała kontrola z Krajowego Urzędu Pracy. Przez blisko miesiąc badano wszystkie nasze zarzuty. Powstał protokół liczący ok. 400 stron. I wtedy nieoczekiwanie szefowie KUP postanowili go utajnić. Dokument otrzymał tylko prezydent Tafelski i poza paroma zaufanymi osobami nikt go nie oglądał.
     Od tego czasu PUP i kierownik Lewicki stali się tematem tabu. Nawet radnym z komisji rewizyjnej zabroniono przeprowadzenia planowanej na 2002 rok kontroli urzędu. Gdy część z nich uparła się, by przeanalizować wnioski zawarte w protokole KUP, dostali jedynie lakoniczne omówienie, dokonane przez urzędników z ratusza. Prezydent Tafelski, kolejny już raz oficjalnie zapewnił radnych, że kontrole nie potwierdziły zarzutów "Pomorskiej".
     Fakty świadczą jednak o tym, że prezydent mijał się z prawdą. Już wiosną 2002 roku miejscowi działacze Prawa i Sprawiedliwości otrzymali bowiem obszerną informację o wynikach kontroli PUP, sygnowaną przez prezesa Krajowego Urzędu Pracy. Potwierdza ona m.in. rażące nieprawidłowości w finansowaniu robót publicznych, przetargach, niegospodarne wydatki z Funduszu Pracy, bezprawne zawieranie umów z wymienionymi w artykule spółkami, brak kontroli, jak wywiązują się one ze swych zobowiązań itd.
     Oskarżony, chory i zwolniony
     
Informacja prezesa KUP dotarła też do posła PiS, Tomasza Markowskiego. W maju 2002 roku oficjalnie zawiadomił on Regionalną Izbę Obrachunkową w Bydgoszczy o wielokrotnym naruszeniu dyscypliny finansów publicznych przez kierownika grudziądzkiego PUP, Adama Lewickiego. Dołączył też kopię informacji prezesa krajowego urzędu. 17 maja 2002 roku doniesienie trafiło do Elżbiety Matczuk, rzecznika dyscypliny finansów publicznych pierwszej instancji przy bydgoskiej RIO.
     Pismo posła przez blisko 7 miesięcy nabierało mocy urzędowej w biurku pani rzecznik. Dopiero 5 grudnia Elżbieta Matczuk zdecydowała się na pierwszy oficjalny krok. Wysłała poselskie zawiadomienie do... Adama Lewickiego, dołączając krótkie pismo z prośbą o "szczegółową analizę tego dokumentu". Jej zdaniem to oczywiste, że w razie stwierdzenia przez kierownika naruszenia dyscypliny finansów publicznych powinien on złożyć doniesienie. Nawet na samego siebie? Jasne że tak!
     Lewicki zadekretował pismo na swego zastępcę, Piotra Meternowskiego. Sam miał bowiem poważniejsze zmartwienia. 10 grudnia nowy prezydent miasta, Andrzej Wiśniewski zaprosił go do siebie i oznajmił, że zamierza go odwołać. Tego samego dnia Lewicki zaniemógł, jak się potem okazało, na długo. 19 grudnia jego zastępca poinformował pisemnie panią rzecznik, że szef choruje, a od 22 grudnia zostaje odwołany ze stanowiska. Elżbieta Matczuk nie podjęła w tej sprawie żadnych kroków.
     Stolarzy nigdy dosyć
     
Wiosną ub. roku z jakiejś szuflady wydobyto na światło dzienne kopie obu pism. Następczyni Lewickiego, Marzena Drab zadzwoniła do pani rzecznik i zgodnie z jej instrukcjami poleciła przygotować doniesienie karne dotyczące łamania przez byłe kierownictwo PUP ustawy o zamówieniach publicznych. Przygotowanie materiałów zajęło ponad dwa miesiące. Zebrano niezbite dowody, że na 90 przetargów ogłoszonych przez PUP w latach 1999-2000 co najmniej 60 odbyło się z naruszeniem prawa.
     Do najczęstszych grzechów należało tzw. dzielenie zamówień. Im mniejsza kwota, tym większą swobodę mają zleceniodawcy przy wyborze wykonawców. W 2000 roku PUP urządził, np. aż 12 przetargów na kursy prawa jazdy kategorii C i D dla bezrobotnych. Niektóre z przetargów odbywały się w odstępie kilku godzin lub dni. Aż 11 z nich - na łączną kwotę 44 tys. zł - wygrała ta sama firma, wybrana z tzw. wolnej ręki. Takich przykładów było mnóstwo.
     Nagminnie łamano też zasadę równego traktowania oferentów, stosując np. bardzo niejasne, pozwalające na manipulacje, kryteria oceniania ofert. Często w ogłoszeniach o przetargach brakowało też informacji o terminie i miejscu publicznego otwarcia kopert z ofertami. Zebrano także mnóstwo dowodów, że z organizowanych dla bezrobotnych kursów praktycznie jedyną korzyść miały firmy prowadzące szkolenia. Z reguły bowiem żaden z kursantów nie mógł potem znaleźć zajęcia zgodnego z nowymi kwalifikacjami. Trudno się dziwić, skoro urządzano, np. dla kilkunastu osób szkolenie na stolarza meblowego, a w tym samym czasie w rejestrach figurowało aż 140 bezrobotnych stolarzy.
     Na wyrok już za późno
     
8 sierpnia ub. roku dokumenty dotarły do rzecznika. Leżały tam spokojnie dwa miesiące. 8 października zastępca pani Matczuk, Antoni Piotrkiewicz wystąpił do PUP o dostarczenie protokołu z kontroli KUP. Dostał go po 6 dniach. 27 października Piotrkiewicz wydał postanowienie o odmowie wniesienia wniosku o ukaranie. Powód był prozaiczny: tego dnia minął 3-letni okres przedawnienia dotyczący aż 53 zarzucanych Lewickiemu czynów.
     Ale to nie wszystko! Decyzja zastępcy rzecznika podjęta została dokładnie 7 dni po wejściu w życie zmienionych przepisów ustawy o zamówieniach publicznych. Zwiększyły one z 3 do 6 tys. euro kwotę zamówień zezwalającą na przeprowadzanie przetargów z wolnej ręki. Część stawianych Lewickiemu zarzutów dotyczyła właśnie łamania tego przepisu. Piotrkiewicz mógł więc w majestacie prawa zastosować aktualne rozwiązania i skreślić z listy zarzutów kolejne czyny przypisywane byłemu kierownikowi. Z lektury postanowienia wydanego 27 października przez Antoniego Piotrkiewicza wynika jednoznacznie, że wniosku o ukaranie Lewickiego nie będzie.
     Kulawa sprawiedliwość
     
Pod koniec listopada po raz pierwszy zadzwoniłem do Elżbiety Matczuk, pytając się o losy wystąpienia skierowanego do niej 1,5 roku temu przez posła Tomasza Markowskiego. Pani rzecznik kilka razy przesuwała termin spotkania, wreszcie doszło do niego pod koniec grudnia. Dopiero wtedy dowiedziałem się, że większość zarzutów stawianych Lewickiemu już się przedawniła. Pozostałe znajdą się we wniosku skierowanym przeciw niemu do RIO, ale dokument nie jest jeszcze gotowy.
     Dopiero 20 stycznia Antoni Piotrkiewicz oficjalnie zawiadomił o tym grudziądzki ratusz i PUP. Podczas rozmowy zastępca rzecznika wyjaśnił mi, że Lewicki obwiniony został ostatecznie o dwa czyny związane z naruszeniem ustawy o zamówieniach publicznych, jedyne jakie ostały się z długiej listy zarzutów sporządzonej przez PUP. Rzecznik obwinił go też, że nie złożył doniesienia karnego dotyczącego łamania prawa przez PUP, w okresie gdy nim kierował. Czyli za to, że sam siebie nie oskarżył o wszystko co mu się zarzuca.
     Zdaniem Piotrkiewicza, to właśnie przez Lewickiego cały akt oskarżenia legł w gruzach. Bo zgodnie z prawem, jako szef urzędu miał obowiązek złożyć takie doniesienie, nawet na samego siebie. Pytam więc, dlaczego nie postawił podobnego zarzutu Bożesławowi Tafelskiemu, który jako urzędnik również miał taki obowiązek. Co więcej, były prezydent Grudziądza, znając protokół Krajowego Urzędu Pracy, wręcz krył grzechy swego podwładnego. - Nie mieliśmy takiej wiedzy - stwierdza Piotrkiewicz. Dlaczego nie zajął się innymi przykładami naruszenia dyscypliny finansów publicznych wymienionymi w wystąpieniu posła Markowskiego, które ujawniła kontrola KUP? Jego zdaniem nie kwalifikują się one do postawienia zarzutów.
     Kierownik na badaniach
     
Adam Lewicki ostatecznie rozstał się z grudziądzkim PUP dopiero 30 czerwca ub. roku. Bardzo krótko poznawał jednak gorzki smak bezrobocia. Jeszcze przed ogłoszeniem konkursu na kierownika brodnickiego PUP dotarły do nas informacje, że jego zwycięzcą zostanie właśnie Lewicki. Zadzwoniłem do starosty, Waldemara Gęsickiego. Potwierdził, że spośród 9 kandydatów do II tury konkursu przeszedł m.in. były grudziądzki kierownik.
     Ostatnio ponownie rozmawiałem ze starostą. Nie krył, że w ostatnich dniach dowiedział się już o zarzutach postawionych szefowi podległego mu PUP. - Oczywiście denerwuje mnie ta aura, która ciągnie się za panem Lewickiem jeszcze z Grudziądza. Ale muszę być obiektywny. Jako kierownika oceniam go bardzo pozytywnie - mówi Gęsicki. Dodaje, że przed mianowaniem Lewickiego zasięgnął o nim opinii u szefa Kujawsko- Pomorskiego Urzędu Pracy, Adama Horbulewicza. Ten wydał mu opinię bardzo dobrą.
     Już jako szef brodnickiego PUP Lewicki wytoczył proces Urzędowi Miasta w Grudziądzu. Domagał się łącznie blisko 38 tys. zł, z tytułu 6-miesięcznej odprawy rentowej, nagrody jubileuszowej za 25 lat pracy, premii za okres wypowiedzenia i ekwiwalentu za urlop. W tych dniach sąd pierwszej instancji uznał tylko jego roszczenie o odprawę rentową. 25-lecie pracy przypadało mu bowiem już w okresie, gdy kierował brodnickim PUP, premia miała charakter uznaniowy, a urlop zgodnie z zarządzeniem prezydenta, miał wykorzystać w czasie wypowiedzenia. Ale i z odprawą mogą być problemy.
     W 1996 roku grudziądzki ZUS przyznał kierownikowi Lewickiemu okresową rentę z tytułu częściowej niezdolności do pracy. W dwa lata później ZUS zmienił tę decyzję i szef PUP otrzymał to świadczenie już na stałe. Dodajmy, że w ciągu tych dwóch lat Lewicki nie spędził na zwolnieniu lekarskim ani jednego dnia, cały czas pełniąc absorbujące obowiązki kierownika. W listopadzie ub. roku, na wniosek posła PiS, Antoniego Mężydły ponownie zbadano tę sprawę. Stwierdzono, że orzeczenie z 1998 roku było niedostatecznie udokumentowane i skierowano Lewickiego na ponowne badania.
     Lekarz orzecznik uznał kierownika brodnickiego PUP za zdolnego do pracy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska