"OJAR" nie chce stracić mienia gminnego, którym administruje. Według burmistrza najlepiej będzie, gdy zajmie się nim jedyny w mieście budżetowy - Zakład Wodociągów i Kanalizacji. Aby ustalić kierunek działania zorganizowano spotkanie z udziałem prawników Urzędu Miasta i ZUA, prezesa "OJAR-u", urzędników i radnych.
Co będzie tańsze?
- Temat "urodził się" po kontroli RIO - mówi Mariusz Kędzierski. - Wcześniej było dużo kontroli RIO i NIK, nie byli pewni czy może to tak funkcjonować, ale nikt nie powiedział nam, iż to że firma prywatna administruje naszym mieniem jest niezgodne z prawem. Zmieniła się ustawa i teraz nie mieli wątpliwości. Mamy dylemat co robić, bo byliśmy zadowoleni z tego, co było do tej pory. Po analizach z urzędnikami uznałem, że najlepiej rozszerzyć zakres działania ZWiK i jego dyrektorowi przekazać mienie komunalne, z wyłączeniem wspólnot. Te zostałyby "Ojarowi".
Prezes firmy "OJAR’ jest przekonany, że najlepiej będą zarządzać zasobami komunalnymi, ponieważ robią to od 1996 roku.
- Można ogłosić przetarg na administrowanie zasobami komunalnymi, wyłonić firmę prywatną - mówił Osika. - Są miny, gdzie tak to działa. Ta firma nie mogłaby wykonywać jedynie niektórych czynności, np. występować w imieniu miasta przed sądem w procesie windykacji.
Według radcy prawnego magistratu trzeba wybrać rozwiązanie korzystne dla miasta.
- Gdy te zadania przejdą na ZWiK może on przeprowadzać wszystkie czynności, jak my, a firma zewnętrzna nie - wskazał Mariusz Stegienka.
Skarbnik miasta nie ma wątpliwości, że taniej będzie, gdy miasto samo zajmie się administrowaniem swoich zasobów.
- I tak musimy mieć u siebie wszystkie dokumenty, księgowość, trzeba powołać specjalny referat - mówiła Danuta Brzezińska. - Nawet gdybyśmy zlecili tę działalność firmie. Wtedy będziemy mieć po prostu podwójne koszty. To nieekonomiczne.
Lesław Giżyński uznał, że dyrektor ZWiK nie jest przygotowany do przejęcia obowiązków.
- Nie ma nawet ludzi, którzy pobiegną np. naprawić zepsuty stopień - zauważył Giżyński.
Poparł go Jacek Kordowski.
- Dyrektorowi ZWiK mamy wrzucić do obowiązków inny profil zadań? - pytał radny.
Dyrektor ZWiK mówił, że można u niego zaadaptować pomieszczenia na tę działalność, ale wymaga to remontu.
- Tak więc i czasu - mówi Jarosław Matuszewski. - Dziś mam wolne jedno stanowisko.
Wojciecha Strzeleckiego interesowało czy "OJAR" po zmianach zwolni pracowników. Prezes nie krył, że zmniejszy zatrudnienie o pięć etatów. Ale tyle osób znajdzie zatrudnienie przy dalszym administrowaniu.
Z kolei radca "OJAR-u" próbowała przekonać, że przejęcie przez miasto nowych "obowiązków" wiąże się z ogromnym nakładem pracy.
- I to wcale nie z księgowością wiąże się ten największy zakres prac - wyjaśnia Grażyna Bobkie-wicz. - Toczą się sprawy eksmisyjne, wysyłamy dziesiątki pozwów o zapłatę, do nas przychodzą ludzie, chcący rozwiązać spory sąsiedzkie. Gdybym była dobrym gospodarzem, przeanalizowałabym co mi się opłaca.
Do "OJAR-u" co miesiąc trafia około 40 tys. zł brutto, co rocznie daje blisko 470 tys. złotych.
- Miasto przejmując tę działkę musiałoby zatrudnić dwie księgowe, windykatora, kierownika, inspektora budowlanego, radcę prawnego - wymienia Osika. - Dochodzą koszty korespondencji, utrzymania biura, zakupu sprzętu i programu do ewidencji czynszów, który kosztuje od 20 do 70 tys. złotych.
W kompetencji burmistrza
Janusz Błażejewicz, przewodniczący Rady Miasta wyjaśnił rajcom, że burmistrz grzecznościowo pyta ich o zdanie. Mógłby sam zdecydować i dokonać zmian, oni mogliby tylko nie zmienić statutu ZWiK.
- Chcę byśmy ustalili wszystko, jak partnerzy - mówił burmistrz. - Liczę, że nie zwiążecie mi rąk nie przyjmując zmian w statucie. Jeśli mój pomysł wam się nie podoba, zaproponujcie inny - ekonomicznie lepszy.