MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Olimpia Grudziądz po meczu w Sosnowcu

(DARK)
fot. Paweł Skraba
Grudziądzanie po raz kolejny udowodnili, że są drużyną na miarę awansu. Przegrywali z Zagłębiem, grali przez ponad pół meczu w osłabieniu, ale potrafili doprowadzić do remisu.

Dla sosnowiczan to był mecz ostatniej szansy, by zachować nadzieję na walkę o awans. Pewnie z tego powodu od pierwszego gwizdka mocno zaatakowali grudziądzan.- Daliśmy się stłamsić rywalowi pod względem charakterologicznym - przyznał trener Marcin Kaczmarek. - Nie mieliśmy żadnych argumentów, by dłużej utrzymać się przy piłce - dodał szkoleniowiec.

Efektem przewagi była strata gola. Po raz kolejny grudziądzanie nie popisali się przy stałym fragmencie gry. Po rzucie rożnym nie upilnowali doświadczonego Marcina Lachowskiego, który w zamieszaniu wepchnął piłkę do siatki.

Dwie okazje

Dopiero po kilkunastu minutach piłkarze Olimpii otrząsnęli się z przewagi sosnowiczan. Najlepszą okazję do wyrównania miał Dawid Wacławczyk, ale po jego główce kapitalną interwencją popisał się bramkarz Zagłębia.

Potem pechowe 180 sekund zaliczył Bartłomiej Kowalski. Najpierw dostał żółtą kartkę za dyskusję z sędziami, a za chwilę po ataku na rywala. W konsekwencji musiał opuścić boisko. - To był bardzo trudny moment - stwierdził szkoleniowiec biało-zielonych. - Musieliśmy szybko zareagować. Hubert Kościukiewicz zmienił Jarka Białka, ale cofnął się do obrony na miejsce Bartka Kowalskiego. Także cofnięty grał Piotrek Ruszkul. Z przodu samotnie operował Przemek Sulej. Nie było sensu rzucić się odrabiać strat, bo przecież ponad pół meczu było jeszcze przed nami - tłumaczył trener Kaczmarek.

Kościukiewicz miał mocne wejście na boisko. Jego piłkę po jego strzale z około10 metrów kapitalnie obronił bramkarz sosnowiczan.

Kwadrans va banque

Pomimo, że obraz gry po przerwie się zmienił, to jednak wynik długo nie ulegał zmianie. Dopiero w ostatnim kwadransie grudziądzanie postawili wszystko na jedną kartę. - Zaczęliśmy grać na trzech obrońców - wyjaśnił trener Kaczmarek. - Kościukiewicz przeszedł do pomocy, a Ruszkul do ataku. Na boisku pojawił się Paweł Kal. Przenieśliśmy ciężar gry na połowę Zagłębia. Efektem przewagi były stałe fragmenty gry. Ostatni z nich przyniósł nam upragnionego gola - cieszył się szkoleniowiec.

Właśnie wprowadzony niecały kwadrans wcześniej Kal został bohaterem ostatniej akcji. Zachował się najprzytomniej w podbramkowym zamieszaniu, wpychając piłkę do bramki.

Mecz miał dwa oblicza. Pierwsze pół godziny należało do Zagłębia. Gdy gra zaczęła nam się układać Bartek Kowalski musiał opuścić boisko. Po przerwie byliśmy bardzo zdeterminowani i nawet osłabieni potrafiliśmy narzucić swój styl gry. Akcja rozpaczy przyniosła nam gola na wagę remisu - zakończył Kaczmarek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska