Kolejarz Stróże - Olimpia Grudziądz
Grudziądzanie pojawili się w Stróżach zaledwie 20 minut przed meczem. Wszystko z powodu zamknięcia drogi. Niecałe 15 km przed Stróżami szosa była nieprzejezdna. Autokar Olimpii, a także samochód z reporterami "Pomorskiej", został skierowany na objazd do Grolic. W sumie trzeba było nadrobić blisko 50 km. I zamiast pojawić się na stadionie około 15.30 cała ekipa zjawiła się ponad godzinę później. Szybka rozgrzewka i trzeba było wychodzić na boisko i grać. Chociaż sędzia przesunął rozpoczęcie spotkania o kilka minut.
- Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca - denerował się trener Marcin Kaczmarek. - To zdezorganizowało nam przygotowanie się do meczu. Z tego też powodu w pierwszej połowie nie prezentowaliśmy się tak, jak sobie założyliśmy.
Problemy na boisku
Grudziądzanie grali nerwowo. Tempo ich akcji było rwane. Długo nie mogli "wejść" w mecz, a składnych akcji było jak na lekarstwo. Zawodnicy Olimpii mieli problemy z zawiązaniem akcji. Gra większości toczyła się w środku pola. Było dużo walki, ale niewiele z tego wynikało. Dopiero po kwadransie pierwszy celny strzał na bramkę Kolejarza oddał Jarosław Białek.
Później groźną akcję po lewej stronie przeprowadzili Adrian Frańczak z Jarosławem Ratajczakiem. Dośrodkowanie tego ostatniego na rzut rożny wybił Krzysztof Markowski. W końcówce tej części gry ciekawą akcję wyprowadził Janusz Dziedzic. Wypuścił Frańczaka, ale podanie tego ostatniego do Piotra Ruszkula przeciął Markowski
Gospodarze też nic wielkiego nie pokazywali. Właściwie tylko dwa razy zagrozili bramce Olimpii. Po strzale Dariusza Zawadzkiego pewną interwencją popisał się Michał Wróbel. Po główce Janusza Wolańs-kiego piłkę z bramki wybił Białek. - Mieliśmy problemy z zaadoptowaniem się do gry - przyznał Kościukiewicz. - Były też emocje, bo to przecież inauguracja. Dopiero po przerwie nasza gra zaczęła się układać - dodał pomocnik Olimpii.
Dwa ciosy
Już pierwsza akcja po wznowieniu zapowiadała zmianę. Z narożnika pola karnego uderzył Frańczak. Mokrą piłkę wypuścił Marcin Zarychta, ale Dziedzic był minimalnie spóźniony.
Gracze Olimpii pokazali, że stałe fragmenty gry, to ich silna strona. Po kolejnej wrzutce z rogu Białka celną główką popisał się Kościukiewicz. - Bardzo się cieszę, że to ja otworzyłem wynik meczu - mówił uradowany.- Przed dośrodkowaniem Jarka Białka powiedziałem do Maćka Dąbrowskiego, żebyśmy zamienili się miejscami. Poszedłem na bliższy słupek i trafiłem - opisywał okoliczności zdobycia bramki.
Po 2 minutach grudzią-dzanie zadali drugi cios. Dziedzic został w polu karnym sfaulowany przez Markowskiego. Po chwili sam poszkodowany zamienił "11" na gola. - Wygraliśmy pewnie, ale innego wyniku sobie nie wyobrażaliśmy - stwierdził napastnik Olimpii. - Nie chcę być odbierany jako zarozumialec, ale mamy ambitny zespół i nie bez kozery się w nim znalazłem. Chcemy się pokazać z dobrej strony i walczyć o zwycięstwo w każdym meczu. Po tej wygranej na pewno nie będziemy nosić głowy w chmurach, ale twardo musimy stąpać po ziemi. Moim zdaniem wygraliśmy pewnie i zasłużenie. Teraz musimy się zregenerować i przygotować do meczu w Łęcznej - dodał atakujący grudziądzan.
Kontrola do końca
Tak szybka strata dwóch goli wybiła z konceptu zawodników Kolejarza. Podpieczni trenera Kaczmarka kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku. Wyczekiwali na dogodną okazję, by przeprowadzać kolejne kontrataki. Zabrakło im dosłownie niewiele, by podwyższyć wynik meczu. Z reguły kilku centymetrów, by podaniem wyprowadzić kolegę na czystą pozycję. Ataki Olimpii napędzała trójka Frańczak - Dziedzic - Ruszkul.
Gospodarze dwa razy zatrudnili Wróbla. Raz przewrotką popisał się Witold Cichy, a w drugim przypadku groźnie uderzył zza pola karnego Mariusz Mężyk, ale bramkarz Olimpii na raty złapał piłkę.
Po ostatnim gwizdku grudziądzanie odtańczyli taniec radości i po odnowie biologicznej w radosnych nastrojach udali się w długą podróż powrotną. Już w sobotę kolejny test. Tym razem na wyjeździe z Bogdanką Łęczna.