Paluch do sądu

     Prawie dwa miesiące inspektor ze Słupska kontrolował w sposób kompleksowy Park Wodny. Stało się tak po aferze z pobieraniem odcisków palców od załogi przez prezesa pływalni Mariusza Palucha. Kontrola dotyczyła jednak nie tylko tego incydentu, ale ochrony praw pracowniczych i technicznych warunków bezpieczeństwa w obiektach Parku. Ponieważ policja nie doszukała się znamion przestępstwa w pobieraniu odcisków palców przez prezesa, PIP stwierdziła tylko, że jest to proceder naganny, którego pracodawcy nie wolno uprawiać.
     Nikt się nie zabił
     Pytany o wagę uchybień dostrzeżonych przez kontrolę, szef słupskiego oddziału PIP Roman Giedrojć uchylił się od jednoznacznej odpowiedzi. - Nikt tam nie spadł i się nie zabił - zażartował. - Na pewno mamy do czynienia z wykroczeniami.
     Inspekcja odkryła, że część pracowników jest zatrudniona nie na umowę o pracy, a na umowy cywilnoprawne, niektórzy nie mieli okresowych badań lekarskich. W Parku Wodnym nie przeprowadzono badań ochrony przeciwporażeniowej, nie ma tam też wykazu prac szczególnie niebezpiecznych. Część ratowników nie została zbadana pod kątem sprawności psychofizycznej. Niezgodnie z regulaminem rozdysponowano fundusz socjalny.
     Zbyt surowe zarzuty
     Prezes Mariusz Paluch uważa, że jest w stanie wybronić się przed tymi zarzutami. - Zarzuty są zbyt surowe i niemerytoryczne - mówi. Nie przyjął mandatu 500-złotowego, bo uznał go za nieuzasadniony. Tym samym sprawa trafi na wokandę sądową.
     Oświadczenie wydała też rada nadzorcza spółki, która chce się zapoznać z protokołem pokontrolnym, gdyż tego dokumentu nie ma jeszcze w Parku Wodnym.