Arriva Polski Cukier Toruń - King Szczecin 92:88
Kwarty: 31:22, 13:26, 24:17, 24:23
Arriva Polski Cukier: Diggs 24 (5), Smith 18 (2), Vucić 11, Kunc 6 (2), Sowiński 5 (1) oraz Cel 12 (2), Washington 7 (1), Diduszko 0, Lipiński 0.
King: Woodson 18 (4), Mazurczak 13 (1), Borowski 9 (2), Cuthbertson 8 (2), Udeze 5 oraz Meier 17 (3), Kyser 15, Mobley 2, Nowakowski 1, Żołnierewicz 0.
To były wyjątkowe i wzruszające chwile w Arenie Toruń. Gdy Aaron Cel siedem lat temu podpisywał pierwszy kontra z Twardymi Piernikami na pewno nie spodziewał się, jak ważną postacią stanie się dla toruńskiego basketu. W niedzielę zagrał po raz ostatni dla swoich kibiców. To był jego 218 mecz w barwach Pierników, zdobył dotąd 2370 punktów, 1269 zbiórek, nie licząc wielu meczów w Pucharze Polski i europejskich rozgrywkach.
- Cieszę się, że schodzę z parkietu po w sumie udanym sezonie. Cieszę się, że byłem w Toruniu w czasie największych sukcesów i byłem z zespołem niemal na dnie, nie każdy by się na to zdecydował. Te ostatnie lata wiele mnie nauczyły. Wiem, że Twarde to rodzina, która zawsze wspiera się w trudnych chwilach. Emocje będą ogromne, ten moment na pewno zapamiętam do końca życia - mówił nam koszykarz przed meczem z Kingiem Szczecin.
Torunianie zaczęli rewelacyjnie, jakby na cześć swojego kapitana. Nie minęły jeszcze trzy minuty, a Arriva Polski Cukier prowadził 11:3, a pierwsze skrzypce grał 18-;letni Paweł Sowiński. Gospodarze w 1. kwarcie trafili aż siedem rzutów z dystansu, mieli ponad 60 procent z gry, a duet Diggs - Smith ustrzelił sobie 21 punktów.
Aaron Cel też chciał się godnie pożegnać, a po jego dystansowym trafieniu w 2. kwarcie przewaga miejscowych urosła do 13 punktów. Grający na luzie torunianie ciągle trafiali z dystansu ii było 41:25. Zdenerwowany trener Arkadiusz Miłoszewski prosił o czas, bo King wciąż miał o co walczyć, porażka w Toruniu mogło zepchnąć mistrzów Polski nawet na 5. miejsce przed play off.
Szczecinianie potencjał mają jednak ogromny. Zaledwie 2,5 minuty wystarczyło, aby King po serii dystansowych trafień (Woodson i Meier) zmniejszyli straty z 16 do zaledwie 2 punktów. (43:41). To była niesamowita seria gości 23:3, po której King objął pierwsze prowadzenie. Obie drużyny do przerwy w sumie 17 razy trafiły z dystansu.
Po przerwie torunianie otrząsnęli się z przewagi Kinga. Więcej pociechy było z Mate Vucucia i gospodarze odrobili niewielkie straty i w 28. minucie już znowu prowadzili.
Wszystko rozstrzygnęło się w ostatnich dwóch minutach. Akcją defensywną sezonu popisał się Arik Smith, który w niebywale efektowny sposób zablokował pędzącego do wsadu wyższego Cutbertsona. Drugim bohaterem był Diggs, który był faulowany, ale bardzo pewnie wykorzystał wszystkie rzuty wolne.
