O losie, jaki spotkał pana Romana "Pomorska" pisała dwukrotnie. Ostatnio w maju 2010 roku. Dzięki temu wielu chorych na pląsawicę Huntingtona, jak nasz bohater, dowiedziało się o istnieniu stowarzyszenia, które pomaga osobom zmagającym się z tą chorobą. Liczyliśmy, że dzięki niemu stan pana Romana będzie się poprawiał. Niestety.
Przeczytaj także: Szpital psychiatryczny w Świeciu ma nowego dyrektora. Szykują się zmiany
Cierpiał, błagał matkę o pomoc
Roman Grzelarczyk ma 37 lat, zachorował pięć lat temu. Jego ciało zaczęło drżeć, do tego doszły ataki na tle nerwowym.
W październiku choroba uderzyła tak mocno, że trzeba było wezwać karetkę. Tak trafił do Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu. Jego matka Elżbieta Zalewska na co dzień mieszka w Niemczech, dlatego nie mogła być z synem na miejscu. - Dzwoniłam do szpitala codziennie - opowiada. - Po trzech tygodniach uznałam, że Roman jest tam za długo, pojechałam więc do Świecia.
Była wstrząśnięta widokiem syna. - Wychudzony, blady, nogi podkurczone, palce pościerane, zakrwawione prześcieradło, ręce sine, a w zapadniętych oczach cierpienie i błaganie o pomoc - opowiada kobieta.
Poprosiła pielęgniarki o przebranie syna. - Leżał w pampersie pełnym kału, ale to nie wzruszało żadnej z pań zajętych ścieleniem łóżek - dorzuca matka. - Gdy jeden z pacjentów powiedział mi, że nie zmrużył oka, bo mój syn pół nocy wzywał pomoc, ale nikt nie reagował, zabrałam go z tego szpitala do Bydgoszczy.
Jak twierdzi kobieta, specjaliści w szpitalu wojskowym byli poruszeni widokiem pacjenta.
- Stwierdzili u niego niedokrwistość, infekcję dróg oddechowych, moczowych i odleżyny - wylicza matka i na dowód przedkłada kartę informacyjną wystawioną w bydgoskiej poliklinice. - Zanim syn trafił do Świecia, chodził, jadł, sam się załatwiał, oglądał telewizję - podkreśla Elżbieta Zalewska. - Teraz jest wrakiem człowieka: nie wstaje, wegetuje, cierpi. Dobili go w Świeciu, odebrali mu godność i nadzieję na przeżycie.
Będziemy wyjaśniać wszystkie zastrzeżenia
Sławomir Biedrzycki, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w szpitalu psychiatrycznym w Świeciu podkreśla, że karta choroby pana Romana jest gruba, co oznacza, że podjęto wobec niego wiele działań. Ale...
- Przepisy nie pozwalają nam komentować stanu zdrowia leczonych - zastrzega. - Istnieją jednak choroby, które mają charakter postępujący, a dostępne metody lecznicze są nieskuteczne. Zapewne do takich chorób można zaliczyć chorobę Huntingtona. Poczuwamy się jednak w obowiązku do wyjaśnienia wszelkich zastrzeżeń przedstawionych przez matkę pacjenta. Podjęto już działania mające dokładnie ocenić proces pielęgnacyjno-leczniczy. Należy tu także zwrócić uwagę, że rzecznik praw pacjenta szpitala psychiatrycznego w okresie od października do listopada tego roku nie zgłaszał zastrzeżeń co do opieki sprawowanej nad pacjentami naszego szpitala.
Matka pana Romana nie przyjmuje tłumaczeń personelu i liczy na pociągnięcie go do odpowiedzialności przez rzecznika praw pacjenta lub prokuraturę.
Przypomnijmy, że podobne sprawy opisywaliśmy w 2009 roku. Chodziło o nagłe zgony dwóch mężczyzn w szpitalu psychiatrycznym w Świeciu. Ich rodziny były przekonane, że doszło do nich przez zaniedbania szpitala, szczególnie przez brak zainteresowania personelu chorymi wzywającymi pomocy. Po kilku latach śledztwa obie sprawy zostały umorzone.
Czytaj e-wydanie »