Pisy, Antypisy. Zamach na demokrację, ratowanie ojczyzny. I tak 24 godziny na dobę na wysokim C. Więc pozwolę sobie trochę ciszej i z mniejszej litery.
Wkurzyła mnie przed wyborami zapowiedź 500-złotowego dodatku na każde drugie i kolejne dziecko. Nie sam pomysł, ale słowo „każde” w ulotkach wyborczych. Pachniało takim samym absurdem, jak w przypadku nieszczęsnego becikowego, kiedy to forsę „na waciki” kasować mogły nawet córki polskich miliarderów. Miarą dobrej polityki jest skuteczność w osiąganiu celu. Tu celem ma być łagodzenie skutków bomby demograficznej, przed którą naukowcy przestrzegali od końca lat 80.
Tsunami demograficzne właśnie dopłynęło do naszych brzegów, więc bólu nie wyeliminujemy. Może tylko boleć mniej. Nie wiem, czy pomysł na „kindergeld” się sprawdzi, ale wiem, że stosowany jest powszechnie - od Portugalii po Rosję. Poczekajmy, zobaczmy. Nie stać nas na wspomaganie wszystkich wielodzietnych rodzin, ale 500 zł dla tych znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej, to pomysł jak najbardziej wart rozważenia. Tych, którzy mruczą pod nosem o wspieraniu patologii, odsyłam do badania GUS-u, w którym jak na dłoni widać, z jakimi wyrzeczeniami wiąże się posiadanie licznej rodziny.
Premier Szydło jest właśnie na etapie korygowania wyborczych obietnic - zapowiedziała „dyskusję nad zasiłkami dla zamożnych”. To dobry sygnał. Nie mam zamiaru wypominać jej łamania przedwyborczych zapowiedzi, bo wyborczej kiełbasy nie łykam z zasady. Natomiast o demograficznej apokalipsie wszyscy powinni rozmawiać ze wszystkimi. Za kilkadziesiąt lat nikt nie będzie pamiętał o zamieszaniu wokół Trybunału, ułaskawieniu Kamińskiego czy sprawie sześciolatków. Ale wyludnionej Polski nam nie zapomną.