MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Policzone, wycenione

Jolanta Zielazna
- Tuż po zakończeniu II wojny były spisywane straty i szkody wyrządzone przez Niemców - pamiętają czytelnicy "Pomorskiej". - Na pewno te dokumenty gdzieś się zachowały. - Tak, mamy je. Od dawna nikt do nich nie zaglądał - mówi dyrektor archiwum w Bydgoszczy.

     Starsi ludzie w ten sposób zareagowali na zapowiedzi Pruskiego Powiernictwa i niemieckich wypędzonych, którzy chcą składać w sądach pozwy o zwrot mienia pozostawionego na terenach, które w 1945 roku przypadły Polsce. Jeśli nie powiedzie im się z polskimi, zapowiadają odwołanie do europejskich trybunałów w Starsburgu i Luksemburgu.
     Tym razem Polacy powiedzieli: dość! My też mamy dużo strat do policzenia! Radni Warszawy zobowiązali prezydenta Kaczyńskiego, by powołał zespół, który oszacuje szkody poniesione w czasie wojny przez miasto. Pomysł podchwycili w Poznaniu, spodobał się w Katowicach.
     Mieszkańcy wielu miast nie mieliby kłopotów z przedstawieniem rachunku krzywd wyrządzonych przez Niemców. Nigdy im go nie spłacono. A straty oszacowano już 60 lat temu.
     I tak nic z tego
     
- Mój ojciec tuż po wojnie wypełniał specjalny druk, miał go chyba z magistratu - pamięta Zygfryd Śmierzchalski z Bydgoszczy. - Podawało się straty w majątku. W naszym przypadku było to mieszkanie. Śmierzchalscy przed wojną mieszkali przy ul. Nakielskiej. - Te druki miały być podstawą do odszkodowań, które Niemcy mieli dać Polsce. To nie mogła być pojedyncza sprawa.
     Nie mogła i nie była.
     Już we wrześniu 1944 roku kierownik resortu Szkód Wojennych wydał zarządzenie o rejestracji szkód. Liczenie na dobre zaczęło się, gdy w maju 1945 roku powołano przy Radzie Ministrów Biuro Rewindykacji i Odszkodowań. Zajmowało się ono wszystkimi sprawami związanymi z ustaleniem i oszacowaniem wojennych strat, jakie poniosło państwo i osoby prywatne.
     Stefania Brzoskowska z Chojnic w rodzinnych dokumentach znalazła osobliwy dokument. Kwestionariusz, który jej ojciec wypełniał zaraz po zakończeniu wojny i powrocie do domu. - Przed wojną mieliśmy garbarnię**- wspomina. - Zaraz w trzydziestym dziewiątym roku wyrzucili nas z niej Niemcy. Tata później trafił do Stutthofu, a mama z czwórką dzieci uciekła. Niemcy pracowali na naszym majątku. Mieli maszyny, surowce, materiały, gotówkę. Wszystko - wspomina starsza dziś kobieta. Po powrocie rodzina zastała zakład całkowicie zniszczony. -Tata po wojnie jeździł i szukał maszyn, odbudowywał.
     Na urzędowym formularzu (cztery strony formatu kancelaryjnego papieru) ojciec dokładnie wszystko opisał i policzył. Straty w urządzeniach, maszynach, materiałach i surowcach wyliczył na 65 tys. zł, za towar**- 15 tysięcy. Do tego utracona produkcja i zarobki, odzież, wyposażenie mieszkania - w sumie Brzoskowski podsumował straty na 207 tysięcy zł. Wartość start podawano w przedwojennych pieniądzach (z sierpnia 1939 roku).
     - Złożyliśmy kwestionariusz, ale mama mówiła: I tak nic z tego nie będzie - stwierdza z rezygnacją Stefania Brzoskowska. - W 1947 garbarnię zabrało nam państwo polskie. Dwa razy wszystko straciliśmy.
     
Kalectwo na złotówki
     W Archiwum Państwowym w Bydgoszczy jest ponad 15 tysięcy kwestionariuszy wypełnionych przez bydgoszczan. Dokumenty są pożółkłe, papier się kruszy. Na każdym**- lista strat i krzywd, wyrządzonych przez niemieckiego okupanta. Straty liczyła wtedy cała Polska, miasta i wsie, osoby prywatne i właściciele fabryk oraz ich nowe państwowe zarządy.
     Jedni stracili tylko zegarek albo rower, inni znacznie więcej. Ot, kwestionariusz pierwszy z brzegu. Henryka Sz. doznała "ciężkiego naruszenia zdrowia", oprócz tego straciła m. in. dwa wełniane kupony na kostiumy, 7 sukienek, 3 palta, różne swetry i blezery, złoty zegarek, dwie obrączki i wiele innych rzeczy**- w sumie 43 tys. zł.
     Józef Ś., urzędnik PKP, został przez okupanta wyrzucony z mieszkania. Z urzędnika stał się robotnikiem, a skutkiem nieszczęśliwego wypadku w warsztacie było "ciężkie uszkodzenie kości", jak napisał. Podczas pracy maltretowano go jako Polaka, co wycenił na 25 tys. zł, a nawiązkę za ból - na 95 tys. W sumie domagał się 152 tys. zł odszkodowania i 200 zł miesięcznej renty.
     Dziś może nam wydać się to dziwne, ale tak liczono szkody i straty - trzeba było wycenić utracony majątek i szkody niematerialne. To było najtrudniejsze. Bo jak przeliczyć na złotówki kalectwo, ciężką chorobę? Jak lata na robotach przymusowych albo w obozie? A śmierć bliskich? Jednak trzeba było.
     
Straciliśmy miliardy
     W czerwcu, lipcu 1945 roku Referat Szkód Wojennych w Zarządzie Miejskim w Bydgoszczy został dosłownie zarzucony wnioskami. Przynoszono ich po kilkaset dziennie, a czasami i ponad tysiąc. Później - ledwie po kilka - kilkanaście w ciągu dnia. Referat co kilka dni zdawał sprawozdanie Inspektorowi Szkód Wojennych w Urzędzie Wojewódzkim Pomorskim - jak się wówczas nazywał.
     Liczenie szkód odbywało się pełną parą. W 1947 roku Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów (utworzone w miejsce biura rewindykacji) podsumowało straty. W Archiwum Akt Nowych w Warszawie zachowało się sporo dokumentów BOW. W końcowej broszurze podano, że straty bezpośrednie to 89 miliardów przedwojennych złotych. W przeliczeniu na 1 mieszkańca - 3288 zł. Starty materialne ogółem wynoszą 258 miliardów, czyli 9,5 tys. zł na osobę.
     
Historycy nie tykali
     W bydgoskim Archiwum Państwowym dokumenty przeleżały w spokoju kilkadziesiąt lat. - Wokół tych zbiorów nie było większego ruchu naukowego - mówi dr Janusz Kutta, dyrektor archiwum. - Bydgoszcz spisywała straty ludnościowe i majątkowe. Z tego, co mi wiadomo, nikt się nie silił, żeby to dokładnie przebadać. A zachowały się m.in. zestawienia z województwa, starostwa bydgoskiego, straty przemysłu.
     Dziś trzeba na dokumenty spojrzeć krytycznie i zweryfikować. Historycy mieliby wspaniały materiał. - Kto wie, czy nie należałoby do tego wrócić? Akademia jeszcze się tym nie zajmowała, ale to bardzo ciekawy temat - uważa dr hab. Zdzisław Biegański z Instytutu Historii Akademii Bydgoskiej. Ale, jak na razie, nikt nie wrócił. Może z naszej inspiracji sprawa zainteresuje naukowców?
     Dane niemieckie obliczają przejęty przez Polskę majątek na ziemiach północnych i zachodnich na ponad 37 mld marek według wartości z 1945 roku.
     Prof. Alfons Klafkowski z UAM w Poznaniu, jak podała "Rzeczpospolita", oszacował roszczenia całej Polski na 480 mld dolarów za 1998 rok.
     
Każdy swoje
     **Ministerstwo Spraw Zagranicznych uspokaja, że wszystkie sprawy dotyczące przejęcia majątku byłych przesiedleńców są ostatecznie zakończone. Ale to nie rozwiewa obaw wielu ludzi. Tym bardziej że prawnicy w Niemczech wskazują słabe punkty umów.

od 7 lat
Wideo

Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska