Nasi czytelnicy o propisowskich poglądach odsądzą mnie od czci i wiary, ale do tej pory takie opinie głosił jedynie Antoni Macierewicz, mający niewielki wpływ na państwo. Tymczasem Jarosław Kaczyński o włos nie został prezydentem Polski. Gdyby zwyciężył, niemal wszyscy szefowie unijnych państw zatrzasnęliby - po takich słowach - przed nim drzwi. A najgorsze jest to, że osobiste obsesje prezesa urosły, szczególnie po Smoleńsku, do rangi poważnych teorii państwowych.
Forsowana przez niego teza, że rząd, politycy i media chcą zniszczyć pamięć o Lechu Kaczyńskim ze strachu przed tą pamięcią - też kwalifikuje się na kongres naukowy. Czy w dzisiejszym świecie, z nieograniczoną niemal możliwością dotarcia do informacji, możliwe jest zepchnięcie w niepamięć prezydenta Kaczyńskiego? To absurd. Wystarczy włączyć komputer lub kupić kilka gazet lub książek, by nacieszyć się jego dokonaniami.
Jarosław Kaczyński widzi świat przez okulary z pierwszej połowy ubiegłego wieku. Wtedy to George Orwell tłumaczył, że jeśli ktoś bardzo chce rządzić, musi umieć burzyć w poddanych poczucie rzeczywistości.
A wczoraj do innej kolonii - tym razem karnej - dołączyła Elżbieta Jakubiak. Kolonistów chyba przybędzie.
Czytaj e-wydanie »