Trudno w tej sytuacji nie mieć mętliku w głowie. Nawet biorąc pod uwagę zupełnie odmienną epokę, nieporównywalne warunki polityczne i cywilizacyjne, można znaleźć zbyt wiele wspólnych cech dzisiejszej polityki i tej z czasów Stanisława Augusta. Jeśli przyjąć, że dzisiejsi politycy tworzą swego rodzaju szlachtę, to podobieństwa narzucają się same. Wzajemna nienawiść, całkowity brak umiejętności zawierania kompromisów, kłótliwość, zaściankowość i myślenie o przyszłości państwa kategoriami najwyżej dwóch czy trzech lat.
Prezydent Komorowski o tym właśnie mówił wspominając przyczyny rozbiorów: "Brak zgody, kłótnie i spory, obrona egoistycznych interesów, sobiepaństwo, brak elementarnej odpowiedzialności za dobro wspólne". Te słowa są prawdziwe także w odniesieniu do dzisiejszej Polski. I trudno nie odgadnąć, że miał na myśli PiS. Choć powinien również uderzyć się w swoją pierś i Donalda Tuska. To prawda, że Polska nie jest prusko-ruskim kondominium, jak twierdzi prezes Kaczyński. Ale choćby sobiepaństwo i obrona egoistycznych interesów są udziałem ludzi Platformy. Dzisiejsza szlachta przejawia zdumiewającą krótkowzroczność. Myślę m.in. o 2-milionowej rzeszy młodych emigrantów oraz podobnej liczbie bezrobotnych, o fatalnie kierowanej służbie zdrowia i ogromnym rozroście administracji państwowej.
Ciekawy był natomiast wątek militarny w przemówieniu Komorowskiego, a to może się opozycji podobać. Sporo było antyrosyjskiej retoryki, z której niewiele wynika. Zamiast o nieprzekonujących słowach o sile naszej armii, wolałbym posłuchać o naszej sile gospodarczej i redukcji zadłużenia.
Czytaj e-wydanie »