Kilkanaście zakładów energetycznych musiało złożyć w URE wnioski o zmianę taryf na sprzedaż prądu gospodarstwom domowym. Wszystkie firmy domagają się podwyżek.
Jedni proszą o 7 proc., inni nawet o ponad 21 proc.
Nie wiadomo, o ile dokładnie każdy z zakładów chciałby podnieść opłaty. Urząd ujawnił jedynie, że firmy zaproponowały wzrost cen prądu od 16 do 21,6 proc. Tylko jedno przedsiębiorstwo chciałoby zarobić na prądzie o 7 proc. więcej. Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka URE, dodaje: - Zaproponowana przez firmy podwyżka wyniosłaby średnio 17,7 proc.
Nie oznacza to, że właśnie o tyle więcej zapłacimy za prąd. Firmy energetyczne czekają jeszcze negocjacje z Urzędem Regulacji Energetyki. To on ostatecznie zdecyduje na jaką kwotę będą od przyszłego roku opiewać nasze rachunki.
Wczoraj w wywiadzie dla CNBC Biznes wiceprezes URE Marek Woszczyk stwierdził, że gdyby zaakceptować propozycje sprzedawców prądu, rocznie przeciętna polska rodzina zapłaciłaby rachunek wyższy o ok. 200 zł.
- Urząd zatwierdzi najwyżej kilkuprocentową podwyżkę - dodał Woszczyk.
Trzeba pamiętać, że cena zużytej energii to tylko połowa wartości faktury. Resztę stanowią dodatkowe opłaty - m.in. za dystrybucję.
Mieszkańcy regionu korzystają głównie z usług Enei i Energi. Oba przedsiębiorstwa nie ujawniają, o ile chcą podnieść ceny, ale tłumaczą dlaczego zamierzają to zrobić.Paweł Oboda, rzecznik Enei wyjaśnia, że obowiązujące ceny energii dla gospodarstw domowych są za niskie. A ponieważ firma nie może ich podnieść bez zgody urzędu, to jedyne co jej pozostaje to dopłacać do rachunków.
W efekcie mogą na tym tracić klienci biznesowi Enei. Ceny prądu dla tych odbiorców reguluje bowiem rynek, a nie URE.
Beata Ostrowska, rzeczniczka Energi dodaje, że opłaty za prąd powinny wzrosnąć też dlatego, że z roku na rok coraz więcej energii musi pochodzić ze źródeł odnawialnych. Taki „zielony” prąd jest droższy od tego, pozyskiwanego podczas spalania węgla.
