Jak dotąd - Klich nie otrzymał kolejnych dokumentów od Rosjan. I przygotowuje następne pismo w tej sprawie, ponoć ostre w tonie.
W Moskwie jest naczelny prokurator wojskowy, generał Krzysztof Parulski, który zaledwie "ma nadzieję", że dostanie niezbędne do prowadzenia naszego śledztwa rosyjskie akta.
Wynika z tego, że rozmowa premiera Donalda Tuska z Władimirem Putinem - sprzed 10 dni - literalnie niczego nie zmieniła. Nie ma nie tylko dokumentów, ale nawet sensownego wytłumaczenia, dlaczego Rosjanie ociągają się z ich przekazywaniem w Polsce. Wyjście z tego impasu jest tylko jedno: polski rząd musi zażądać od Rosji przekazania wszystkich zebranych dotąd materiałów. Inaczej wiarygodność śledztwa, a co gorsza - naszego rządu - legnie w gruzach. Przecież nikt nie oczekuje od Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego podania ostatecznych przyczyn katastrofy. Chodzi tylko (a może "aż") o to, by polscy śledczy na bieżąco kontrolowali rosyjskich kolegów. Tłumaczenia MAK, że takie są ich procedury budzą tylko podejrzenia.
Rozumiem, że na upublicznienie niektórych faktów jest jeszcze za wcześnie. Nie rozumiem natomiast, dlaczego nie mamy prawa znać postępów śledztwa.
Udostępnij